Zagryzła
rozgorączkowana usta, kiedy tylko poczuła jak znajdujący się w
kieszeni żakietu telefon zaczął uciążliwie wibrować. Rozejrzała
się z wymuszonym uśmiechem po zgromadzonych w sali konferencyjnej
ludziach, próbując zignorować rozpraszające brzęczenie. Miała
cichą nadzieję, że po kilku kolejnych sygnałach niecierpliwa
osoba, która tak usilnie starała się z nią skontaktować, w końcu
sobie odpuści, ale połączenie wciąż trwało. Z lekko
zawstydzonym spojrzeniem przeprosiła wszystkich i wybiegła na
zewnątrz.
- Luke? -
wyszeptała, konspiracyjnie zakrywając dłonią usta, jakby bała
się, że ktoś mógł ją podsłuchiwać. - Mam teraz bardzo ważne
spotkanie, oddzwonię pó …
- Alex, możesz
przyjechać? - przerwał jej momentalnie, a jego zachrypnięty,
ściszony głos nie zwiastował niczego dobrego. - Błagam.
- Będę za dwie
godziny w domu – odparła, spoglądając na zegarek, który wisiał
w holu nad recepcją.
- To za późno –
mruknął niewyraźnie, a w słuchawce rozległ się dziwny dźwięk,
jakby coś na siłę próbował przełknąć.
- Nie mogę teraz
wyjść. Co się dzieje? - zapytała z rozdrażnieniem, mocniej
zaciskając palce na telefonie. Była trochę zła, bo przecież on
doskonale wiedział o tym, jak wielkie znaczenie dla niej miało to
zebranie.
- Nie wiem,
przyjedziesz? - dopytywał wciąż, z pewną ignorancją podchodząc
do tego, co starała mu się przekazać. Dopiero teraz zdała sobie
sprawę z tego, że od samego początku jego głos nie brzmiał
normalnie. Był czymś wyraźnie przerażony. - Mówiłaś, że
zawsze mogę do ciebie zadzwonić – dodał, a ona poczuła
nieprzyjemny, zimny dreszcz na plecach.
Od pewnego czasu
jego stan zdawał się wracać do normy, pozwalając jej na chwilę
zapomnieć o tym, że miewał problemy. Wszystko wydawało się
układać, dlatego zwiększona troska o jego zdrowie odeszła na
drugi plan. Miała nadzieję, że powoli udawało mu się odzyskać
kontrolę nad własnym życiem, zapominając o tym, co działo się w
przeszłości. Kilka chwil złudnego szczęścia dało jej poczucie
stabilności i poczucia bezpieczeństwa, sprawiając że całkowicie
zbagatelizowała to, że mimo stwarzanych pozorów równowagi on
wciąż walczył z poważną chorobą. Zaślepiona jego dobrym
humorem zatraciła się w tym fałszywym obrazku. Powinna przecież
wiedzieć, że wystarczyła chwila nieuwagi, aby cały ten sielski
nastrój runął jak domek z kart na wietrze.
- Gdzie jesteś? -
spytała.
- Alex, przyjedź –
powtórzył, kolejny raz nie reagując na jej słowa. Nagle w
słuchawce rozległ się niegłośny brzęk, gdy coś upadło na
podłogę i rozsypało się. Luke zaklął pod nosem, a ona ze
strachem otworzyła szerzej oczy i tracąc już kontrolę nad własnym
oddechem, zaczęła biec w stronę wyjścia. Po drodze zostawiła
tylko w recepcji informację, że pilnie musi wyjść i przestała
już dbać o to, co mieli pomyśleć o niej czekający w sali ludzie.
- Jesteś tam? -
zapytała zdyszana, wbiegając na parking. Nerwowo zaczęła
przeszukiwać torebkę, by odnaleźć klucze do samochodu, ale z
każdą mijającą sekundą jej poirytowanie wzrastało,
uniemożliwiając odszukanie zguby. W końcu wyrzuciła całą
zawartość na chodnik, wciąż wyczekując na odpowiedź chłopaka,
która po kilku nawoływaniach nie nadchodziła. Cisza po drugiej
stronie stawała się coraz bardziej złowieszcza. Zrobiło jej się
niedobrze, a lekki zawrót głowy sprawił, że na moment usiadła na
krawężniku, pochylając się do przodu. Wzięła kilka głębszych
oddechów, uciskając z całej siły pulsujące z bólu skronie.
- Naprawdę nie
chciałem tego robić – zaczął się jąkać, a ona miała
wrażenie, że rozmawiała z kimś zupełnie obcym, nie rozpoznając
już nawet jego słabnącego głosu. - Ale było mi tak źle, nie
chciałem się tak czuć – dodał jeszcze ciszej, brzmiąc jak
mały, zagubiony chłopiec, który próbował się tłumaczyć ze
swojego złego uczynku.
- Musisz mi obiecać,
że do mojego przyjazdu już niczego nie weźmiesz, rozumiesz? -
poprosiła błagalnie, a jej drżący głos zdradzał cały strach i
przerażenie, jakie w niej drzemały. Nie potrafiła już nad tym
panować. Jakiś podstępny, szepczący głosik w jej głowie
powodował, że odczuwała coraz silniejszy ucisk w brzuchu. - Luke,
słyszysz mnie? - ponowiła pytanie, kiedy kolejny raz nie raczył
odpowiedzieć. Słyszała jednak jego ciężki oddech.
- Ale to w ogóle mi
nie pomaga.
- Zaraz będę, po
prostu obiecaj mi, że nigdzie nie będziesz się ruszał, dobrze?
- Dobrze –
odpowiedział bez przekonania, po czym w słuchawce rozległ się
brzęk rozbijanego szkła, a później dało się tylko słyszeć
uciążliwy sygnał rozłączanego połączenia. Bez namysłu
chwyciła odnalezione kluczyki i wsiadła do samochodu, w pośpiechu
kierując się do jego mieszkania. Starała się w ogóle nie myśleć,
skupiając całą uwagę wyłącznie na drodze, ale nie mogła pozbyć
się wrażenia, że tym razem wszystko miało być inaczej. Że tym
razem to było coś poważnego, z czym nie umiała walczyć, czego
nie potrafiła okiełznać, a co nie do końca świadomie niszczyło
także i ją.
*
Wpadła do
mieszkania, trzaskając niezamierzenie drzwiami. Pierwszą rzeczą
jaka rzuciła jej się w oczy była stojąca w rogu komoda z
pootwieranymi szufladami i rozrzuconymi po panelach zmiętymi
kartkami. Po drugiej stronie, obok fragmentów roztrzaskanego lustra
dostrzegła jego gitarę z naderwanymi strunami i połamanym gryfem.
Nie była nawet świadoma tego, że w tym samym momencie wstrzymała
oddech, zamierając w totalnym osłupieniu. Kolana się pod nią
ugięły i to był właśnie ten moment, w którym jej wcześniejsze
znikome opanowanie przestało istnieć. Jedna, niewielka łza
potoczyła się po policzku, będąc jedynie preludium do tego, co
miało wydarzyć się później.
Odrzucając torebkę
na ziemię w przedpokoju, wbiegła do środka, z szaleńczo bijącym
sercem nawołując Luke'a. Odpowiadała jej jednak wyłącznie niczym
niemącona cisza. Podniosła głos, ale nawet to na niewiele się
zdało, bo echo jej słów odbijało się od ceglastych murów.
Zaglądała do każdego pomieszczenia, ale dopiero na samym końcu, w
niewielkiej łazience dostrzegła skulonego pod ścianą blondyna. Na
głowę schowaną między kolanami naciągnięty miał kaptur czarnej
bluzy. Z pewnego rodzaju ulgą wypuściła powietrze, opuszczając
bezradnie ramiona. Zrzuciła z siebie kurtkę i podeszła do niego,
przykucając tuż obok. Na brzegu wanny dostrzegła otwartą fiolkę
z tabletkami, a pod kaloryfer wturlała się pusta butelka po wódce.
Alex z przerażeniem rozejrzała się dookoła, a jasne oczy ponownie
zalśniły łzami. Kiedy tylko jej ręka spoczęła na ramieniu
blondyna, drgnął nieznacznie, unosząc głowę. Jego pełne lęku,
zagubione spojrzenie uważnie ją obserwowało. Zsiniałe usta drżały
niespokojnie, a oddech wydawał się być wyjątkowo ciężki i
nierówny.
- Już dobrze,
jestem tutaj – powiedziała uspokajającym tonem, chwytając w
dłonie twarz chłopaka. Zsunęła kaptur, gdy opuszki drugiej ręki
zaczęły delikatnie gładzić jego policzek. Błękitne dotąd
tęczówki wydawały się lekko poszarzałe, a oklapnięte włosy
kleiły się do spoconego czoła. Był rozpalony, a jego nieobecny
wzrok gorączkowo zataczał kółka, beznamiętnie rozglądając się
na boki. - Luke, powiedz coś! - poprosiła błagalnie z ogromną
bezradnością w roztrzęsionym głosie, potrząsając stanowczo
całym jego bezwładnym ciałem, jakby to miało w czymś pomóc. On
jednak wciąż pozostawał niewzruszony, lawirując w swoim własnym
świecie, do którego nikt nie miał dostępu. Nachyliła się i
złożyła czuły pocałunek na zimnych ustach, a słone łzy nadal z
niesamowitą intensywnością spływały po jej rumianej twarzy.
Nic to jednak nie
dało.
Pogłębiła to
niedługie zbliżenie, ale skutek okazał się być równie znikomy
jak poprzednim razem. Nie reagował, a jego pozbawione blasku oczy
wbite były w jakiś nieokreślony punkt, całkowicie ignorując jej
obecność.
- Nie mogę już
dłużej patrzeć na to co ze sobą robisz – odparła po chwili,
dławiąc się własnymi łzami. Opuściła nieporadnie ręce, które
swobodnie zsunęły się na jej kolana. Nie miała już siły, by z
nim walczyć.
- To nie patrz –
odezwał się wreszcie, powodując że ze strachu aż podskoczyła,
momentalnie na niego spoglądając. - Nikt nie każe ci tutaj
siedzieć.
Zacisnęła mocniej
usta, a kilka kolejnych krople potoczyło się po policzku. Wydawało
jej się, że patrzy na kompletnie obcego faceta, nie potrafiąc
znaleźć nawet małej cząstki jej dawnego Luke'a. Nie był sobą, a
to przerażało ją najbardziej. Była gotowa mu pomóc, poświęciłaby
dla niego wszystko, ale w tamtej chwili wiedziała, że on tej pomocy
nie chciał. Mrożący wzrok chłopaka sprawił, że znowu poczuła
lodowaty dreszcz na plecach, odruchowo kuląc się w obronnym geście.
- Wiem, że gdzieś
tam głęboko wciąż jest ten prawdziwy Luke – wyszeptała cicho,
a on niespodziewanie wpadł w szaleńczy śmiech. Zaczęła się bać
jeszcze bardziej, choć podświadomie czuła, że przecież nie mógł
zrobić jej krzywdy. Nie on.
- To jest prawdziwy
Luke – odpowiedział głośno, rozkładając szeroko ręce i
zaprezentował się w całej okazałości. - Luke wariat.
- Nie mów tak –
wysapała, kolejny raz czując, jak traci oddech. - To nie prawda.
Jeszcze wszystko może być normalnie. Musimy tylko spróbować.
- Normalnie? -
wychwycił przypadkowe słowo, a ona w tym samym momencie zdała
sobie sprawę z tego, jak wielki błąd popełniła. - Chcesz
normalnego życie, to wracaj sobie do swojego ukochanego Chrisa –
warknął tonem, który pełen był jadu i złośliwości.
- Chcę ci pomóc.
- Więc idź sobie
stąd – polecił, a ona czuła, że jego zachowanie było jedynie
wynikiem działania alkoholu i leków, bo przecież jej Luke był
inny. Załkała ponownie, ocierając wierzchem dłoni twarz, gdy
obraz przed oczami stawał się coraz bardziej niewyraźny. Mimo
wszystko zbliżyła się do niego, próbując objąć go swoimi
ramionami.
- Pozwól mi pomóc.
- Nie chcę twojej
pomocy.
- Przecież prawie
nam się udało – zaczęła, niepewnie wysuwając w jego stronę
dłoń. Dotknęła nią ramienia, wyczuwając jak zadrżał. I kiedy
już myślała, że jego stan uległ zmienia, że powoli wracał do
siebie, on znowu roześmiał się histerycznie.
- Widzę, jak się
mnie brzydzisz – wyznał z niesmakiem, rzucając jej jedno,
przepełnione zawiścią spojrzenie. Z wrażenia otworzyła szerzej
oczy, nie mogąc uwierzyć w to, co przed chwilą usłyszała. Bez
zastanowienia sięgnęła ręką jego policzka.
- Luke ...
- Wynoś się! -
krzyknął, odtrącając ją. Kiedy zrobił dość spory zamach,
zupełnie niezamierzenie jego dłoń uderzyła ją w twarz, a
wyjątkowo nieprzyjemny dźwięk rozległ się w niewielkim
pomieszczeniu. Z łoskotem, rażona siłą jego uderzenia poleciała
na ścianę, dość mocno obijając sobie plecy.
Nagle oboje zamarli,
wpatrując się w siebie z przerażeniem. Bez problemu dało się
słyszeć ich szaleńcze oddechy i bardziej gwałtowne uderzenia
serc. Ta cisza trwała zaledwie krótką chwilę, choć dla nich
zdawała się być bezkresną wiecznością, w której bezpowrotnie
zawaliły się ich światy.
Luke zakrył usta
dłonią i bez słowa podniósł się z podłogi, wybiegając z
mieszkania.
I żadne z nich nie
zdawało sobie w tamtej chwili sprawy z tego, że nie powinni
pozwolić na to, aby drzwi zamknęły się z przeraźliwym trzaskiem.
Nie byli świadomi tego, że Alex powinna zrobić wszystko, aby go
zatrzymać, a on powinien zrobić wszystko, aby zawrócić.
Ale wtedy jeszcze o
tym nie wiedzieli.
WTNGD ma angielską
wersję, yaaaaaaaaaaaaaaay! Bezgranicznie jestem za to wdzięczna
@TakiSeFejm i @Niess94 <KLIIIIIK>
To chyba tyle. Druga
część tego rozdziału zależy od was. /edit: data jej dodania/
Enjoy!
xoxo
Alice