poniedziałek, 11 sierpnia 2014
czwartek, 31 lipca 2014
#WTNGD
Przebudził się.
Wszystko wokoło wydawało się takie obce i tajemnicze, otulone
nieprzyjemną mglistą poświatą. Rozejrzał się niepewnie, w
półmroku niczego nie rozpoznając. Nie miał pojęcia gdzie
właśnie się znalazł, ani w jaki sposób tam dotarł. Pusta
otchłań, która go otaczała była przerażająca i naprawdę
niepokojąca. Niewiele pamiętał, a pojawiające się obrazy z
przeszłości były zamazane i niewyraźne. Otępiający ból
rozsadzał jego głowę, przyprawiając o nudności, nad którymi z
trudem panował. Wszędzie unosiła się gęsta mgła, która
uniemożliwiała mu dojrzenie czegokolwiek. Powietrze było niezwykle
wilgotne, wręcz parne, powodując krótkotrwałe braki tchu. Duszący
zapach stał się przyczyną pieczenia wrażliwych oczu, które
próbowały przywyknąć do nowych warunków w otaczającej go
ciemności. W pewnej chwili, gdy wszystkie zmysły bardzo powoli
zaczynały adaptować się do nowego środowiska, zdał sobie sprawę,
że gdzieś z oddali dochodził go delikatny szum wody. Wytężył
słuch i niepewnym krokiem ruszył przed siebie. Odruchowo spojrzał
w dół, ale jego stopy tonęły w ciemnym dymie, który unosił się
kilka centymetrów nad nieznaną powierzchnią.
Nagle zatrzymał
się, gdy nieopodal rozległo się ciche, jakby nieśmiałe
brzęczenie strun gitary. Nie wiedział dlaczego, ale jego serce
mocniej zabiło, a usta nieoczekiwanie zadrżały, gdy wydobyło się
z nich niekontrolowane, stłumione westchnienie. Postanowił iść w
kierunku, z którego płynęła przyjemna melodia, prowadzony
przedziwnym uczuciem, którego nie potrafił jeszcze nazwać.
Pochłonięty kojącą muzyką, niespodziewanie potknął się o coś,
tracąc na moment równowagę. Krótkie, prawie niedosłyszalne
przekleństwo rozpłynęło się w duszących oparach, a on dzielnie
znowu ruszył przed siebie, po omacku poruszając się w tym
uporczywym zamgleniu. Nie był przekonany, czy to tylko wytwór jego
wyobraźni, ale wydawało mu się, że z każdym kolejnym krokiem
mrok zaczynał się rozrzedzać, ustępując miejsca lekko
bojaźliwemu, pulsującemu z oddali światełku. Potrząsnął głową,
ale ten osobliwy blask zdawał się nie znikać, wręcz przeciwnie,
nabierał na sile. Kilka kolejnych niepewnie stawianych kroków
przybliżało go do źródła przebłyskującej przez mgłę
jasności, a płynąca w akompaniamencie szumu wody melodia stawała
się coraz bardziej wyraźna. Z coraz większym podenerwowaniem
przedzierał się przez odurzającą, gęstą parę. Oddychał
zdecydowanie ciężej, z trudem chwytając następne hausty
dławiącego powietrza. Coś jednak nakazywało mu podążać w tamtą
stronę, jakby jakaś magiczna siła przyciągała go właśnie tam.
Wygrywane dźwięki zaczęły głuchym echem odbijać się w jego
głowę, ale nie potrafił przypomnieć sobie z czym mu się
kojarzyły.
Mgła zaczęła się
przerzedzać, a wcześniej rozmyte rysy stały się bardziej
krystaliczne. Jego oczom ukazała się obdrapana, stara fontanna, a
wypływająca z niej woda była źródłem zasłyszanego wcześniej
szumu. Na samym rogu siedziała odwrócona tyłem, lekko pochylona
nad gitarą postać. Jasne włosy spływały po ramionach, zakrywając
twarz dziewczyny. Wokół całej przygarbionej sylwetki jaśniała
rozpraszająca mrok poświata. To ona była przyczyną tego
migającego w ciemności blasku, który go tutaj prowadził. Poczuł
krótkie ukłucie w żołądku, a serce ponownie załomotało kilka
razy szybciej, niż był do tego przyzwyczajony.
Wyglądała jak
księżniczka. Jego księżniczka. A wspomnienia powróciły.
Nagle odwróciła
się, a jasnoniebieskie oczy momentalnie oczarowały go swoim
blaskiem. Kolejny raz. Podniosła się raptownie ze strachem w
nerwowym spojrzeniu. Odruchowo wstrzymał oddech, gdy nieco
przerażona, ale jednocześnie zaintrygowana przyglądała mu się,
pochylając delikatnie głowę w stronę ramienia.
- Alex – wyszeptał
tak cicho, jakby z obawy, że nadmiar głośnych dźwięków mógłby
ją znowu mu odebrać. Podszedł bliżej, ale ona lekko zlękniona
się wycofała. Zmarszczył brwi.
- Skąd znasz moje
imię? - zapytała z dystansem w pełnym niezrozumienia głosie,
przyglądając się niepokojąco jego osobie. Uśmiechnął się, a w
policzku pojawiło się delikatne wgłębienie. Dziewczyna otworzyła
szerzej oczy, a zaciśnięte do tej pory usta lekko rozchyliły się.
Wydawało mu się, że drgnęła, jakby nagle coś sobie
przypomniała, ale równie dobrze mogło być to jedynie złudne
przewidzenie.
- Bo jesteś moją
Alex, moją małą, nieznośną księżniczką – wyznał z
przekonaniem, przepełniony niesamowitą radością. Znowu
zaryzykował i zrobił niewielki krok w jej stronę. Był on na tyle
niespodziewany i zaskakujący, że tym razem nie zdążyła zrobić
uniku. Jego roztrzęsiona dłoń raptownie pochwyciła jej niewielką
rękę, otulając delikatnym dotykiem. Powietrze wokół nich
zawirowało. Oboje poczuli przeszywający dreszcz na rozpalonych
ciałach, a roziskrzone spojrzenia na nowo się spotkały. Blondynka
otrząsnęła się pierwsza, wyrywając się gwałtownie z jego
uścisku.
- Nie znam cię –
odparła, marszcząc brwi. Odsunęła się od niego, a jego
początkowy entuzjazm ulotnił się wraz z wypowiedzeniem tych kilku
słów. - Kim ty jesteś? Jak się tu znalazłeś?
- Nic nie pamiętasz?
- spytał, nie kryjąc zdziwienia i pewnego rodzaju rozczarowania.
Gdy pokręciła przecząco głową, westchnął z dezaprobatą.
Niedługą chwilę wpatrywał się w nią otępiałym wzrokiem,
zagryzając lekko dolną wargę. Moment później rozglądał się
niespokojnie na boki, sprawiając wrażenie, jakby czegoś uporczywie
poszukiwał.
- Możesz mi
powiedzieć, co tutaj robisz? - ponagliła go kolejny raz. Luke
ponownie przeniósł pobudzone spojrzenie na stojącą nieopodal
dziewczynę, wnikliwie lustrując jej zafrasowaną twarz.
- Nie wiem –
odparł z pełną szczerością i krótkim wzruszeniem ramion. -
Chyba cię szukam – dodał po chwili, a kąciki jego ust
niespiesznie uniosły się ku górze. Ona przewróciła tylko
teatralnie oczami, co wywołało ciche parsknięcie chłopaka. Nie
miał już wątpliwości, że to była jego Alex.
- To niemożliwe, my
się przecież nawet nie znamy – zaoponowała momentalnie,
krzyżując przed sobą ręce. Luke zamilkł. Wpatrywał się w nią
z podziwem, nie mogąc chyba do końca uwierzyć w to, że znowu
stała przed nim, była zaledwie na wyciągnięcie ręki. I mimo że
go nie pamiętała, odczuwał tę nieskończoną radość, która
ogarnęła całe jego wnętrze. Miał ochotę podbiec do niej,
chwycić mocno w ramiona i nigdy więcej z nich nie wypuścić.
- Muszę zrobić
coś, co zapewne ci się nie spodoba, ale obiecaj mi, że nie
uciekniesz, dobrze? - wyznał w końcu z nutką tajemnicy w głosie,
jednak nawet nie pozwolił jej udzielić jakiejkolwiek odpowiedzi, bo
w tej samej chwili stał tuż przy niej, a ich drżące z emocji
ciała zetknęły się. Objął ją ręką w pasie i bez
zastanowienia przyciągnął do siebie tak blisko, jak tylko było to
możliwe. Musiał wykorzystać moment jej zdezorientowania i brak
reakcji, na to co próbował uczynić. Gdy jego dłoń spoczęła na
dolnej części odsłoniętych pleców dziewczyny, a opuszki palców
delikatnie, nie do końca zamierzenie musnęły ciepłą skórę,
zmusił ją do tego, aby uniosła się nieznacznie na palcach. On sam
pochylił się, unosząc drugą rękę na wysokość jej twarzy i z
niezwykłą czułością pochwycił podbródek, czule gładząc go
kciukiem. Nagle bez żadnego ostrzeżenia jego usta musnęły dolną
wargę, delikatnie otulając ją przejmującym ciepłem. Doskonale
poczuł to jak Alex wstrząsnął przeogromny dreszcz. Instynktownie
rozszerzyła usta, a cichy jęk wydobył się z nich. Chłopak
odsunął się na niewielką odległość i nieco zamglonym
spojrzeniem popatrzył na jej pogrążoną w chwilowej rozkoszy
twarz. Nim uniosła powieki, jej usta ozdobił jeden z
najpiękniejszych uśmiechów, jak dane było mu kiedykolwiek
zobaczyć. Sekundę później błękit jej błyszczących tęczówek
na nowo go oczarował. Westchnęła z rozkoszą.
- Luke –
wymruczała z na wpół otwartymi oczami, wpatrując się w niego z
przejęciem. Nadal drżała, oddychając nierówno. Chciała jeszcze
coś dodać, ale z nadmiaru emocji zachłysnęła się powietrzem, a
jej klatka piersiowa przylgnęła do jego torsu. Nieprzytomna, lekko
oszołomiona stała w bezruchu, a jedna, samotna łza spłynęła po
rozpalonym policzku. Blondyn znowu się zbliżył, a ich czoła
zetknęły się. Poczuł na ustach jej ciężki, gorący oddech.
Zaśmiał się z niezwykłym rozczuleniem, po czym chwycił w dłonie
twarz Alex i przyciągnął ją do siebie, skradający kolejny
pocałunek.
- Tak cholernie za
tobą tęskniłem! - wychrypiał rozemocjonowanym głosem, zachłannie
wodząc opuszkami palców po ciepłej skórze. Łapczywie składał
kolejne troskliwe pocałunki, nie mogąc nacieszyć się jej ponowną
obecnością. Sycił się bliskością, zapachem, ciepłem, pragnąc
zachować w pamięci każdą wspólną chwilę.
- Luke –
powtórzyła nieśmiało, zsuwając drżące dłonie po jego
napiętych ramionach. Odsunęła go delikatnie, dotykając policzka.
Z błogim uśmiechem wsunęła palce w jego wilgotne włosy,
rozbieganym wzrokiem lustrując go całego. Zupełnie jakby i ona nie
mogła uwierzyć, że stał tam, tuż obok niej. Znowu. Wspięła się
na palcach i sięgnęła jego ust, by złożyć na nich krótkie, ale
niosące ze sobą niesamowite pokłady uczuć muśnięcie. Tak
delikatne, jak dotknięcie skrzydeł motyla.
- To jest chyba
jakiś sen – powiedział z rozbawieniem, kręcąc głową. Alex
zaśmiała się, skrywając się w silnym objęciu jego ramion.
Słyszała każde mocniejsze uderzenie jego serca, które biło teraz
wyłącznie dla niej.
- To nie sen, Luke –
odparła, wsuwając swoją niewielką dłoń w jego spragnione tego
dotyku palce. Szczelnie zamknął ją w czułym uścisku. Uśmiechnął
się kolejny raz na dźwięk własnego imienia, wypływający z jej
ust.
- Nawet nie
wyobrażasz sobie, jak bardzo cię kocham! - wyznał, całując jej
skroń.
- Jak wariat? -
zapytała z przekąsem, na co on zareagował tylko przeciągłym
westchnieniem i mimo iż na niego nie spoglądała, była przekonana,
że w tamtej chwili przewrócił oczami. Zadarła głowę i
rozjaśnionymi radością oczami zerknęła na niego. Odgarnął
kosmyk włosów z jej czoła i złożył na nim ciepły, pełen
troski pocałunek. Przymknęła z rozkoszy powieki, sunąc ręką po
jego plecach.
- Obiecałem, że
cię znajdę. Znowu. I zawsze.
Alex zadrżała,
wtulając się ponownie w niego. Chciała, aby to co właśnie się
im przytrafiło już nigdy się nie skończyło. Aby trwali wiecznie.
- Odnalazłeś mnie
– powtórzyła za nim zamyślonym głosem, mrucząc rozkosznie pod
wpływem jego kojącego dotyku.
- A tak właściwie,
to gdzie my jesteśmy? - zapytał niespodziewanie, zmuszając ją do
tego, aby na chwilę powróciła z krainy sennych marzeń. Powoli
uniosła głowę i rozejrzała się dookoła, po czym jej spojrzenie
zatrzymało się na błękitnych oczach, wyczekujących jakiejś
odpowiedzi. Uśmiechnęła się.
- Chyba w końcu
udało nam się trafić do naszego świata – stwierdziła cicho.
- Który należy
wyłącznie do nas – dodał, a jego usta kolejny raz złączyły
się z jej w długim, namiętnym pocałunku.
- Na zawsze.
DZIĘKUJĘ. ZA
WSZYSTKO.
piątek, 13 czerwca 2014
Są takie historie, które powinny zostać zapamiętane.
dzień, w którym
sen kolejny raz przypomniał mu o niej
To była kolejna
noc, podczas której przez sen wykrzykiwał szaleńczo jej imię.
Zbudził się z potężnym łomotaniem serca, z trudem radząc sobie
z ciężkim, duszącym oddechem. Ucisk w skroniach był na tyle
mocny, że poczuł napływające do oczu łzy. Z całej siły uciskał
głowę, próbując pozbyć się otępiającego bólu. Zlany zimnym
potem, poczuł mrożący dreszcz na plecach, kiedy powiew wiatru
owiał jego mokre ciało. Niechętnie spojrzał w kierunku wyjścia
na balkon. W rozsuniętych drzwiach powiewała biała firana, unosząc
się co chwilę w powietrzu, gdy chłodne podmuchy wpadały do
środka. Zacisnął palce na wilgotnej pościeli, czując jak
zaczynało brakować mu tchu. Bez wahania sięgnął po fiolkę z
tabletkami, stojącą na szafce obok łóżka i wyspał kilka pigułek
na dłoń, łykając wszystkie naraz. Nie zastanawiał się nad
konsekwencjami tego pochopnego kroku, miał tylko nadzieję, że choć
na chwilę ukoi to jego cierpienie.
- Trochę za tobą
tęsknię, wiesz – powiedział na głos, uśmiechając się do
siebie na samo wspomnienie ich wszystkich słownym przekomarzań.
Wtulił się mocno w bluzę, którą kiedyś jej podarował.
Przerażała go myśl, że ten zapach, który niegdyś był tak
intensywny, zaczynał powoli ulatniać się, ale gdy tylko mocniej
przycisnął materiał do twarzy, zdołał jeszcze wychwycić tę
osobliwą woń, która była jego ostatnim ratunkiem. Gdy tylko szum
w głowie, który go tak bardzo prześladował, wraz z działaniem
tabletek zdawał się wyciszać, przymknął zmęczone powieki i
znowu udało mu się zasnąć.
dzień, w którym
chciał na chwilę zapomnieć
Z trudem utrzymywał
się na nogach, natarczywie waląc pięścią w drzwi. Nie wiedział,
jak znalazł się w tym miejscu, ale tak naprawdę nie obchodziło go
to. Walczył cały czas z przeraźliwymi głosami, które rozsadzały
jego głowę od środka, za wszelką cenę starając się je
zagłuszyć. Nic jednak nie pomagało. Nagle w wejściu pojawił się
Ashton, a światło z korytarza sprawiło, że poczuł niesamowicie
silny ból, zakrywając odruchowo oczy dłonią.
- Jezu, Hemmings! -
zawołał z przerażeniem, w ostatniej chwili złapał go i uratował
tym samym przed bolesnym upadkiem, kiedy blondyn kolejny raz zachwiał
się. Przerzucił jego rękę przez szyję i bez słowa zaprowadził
do salonu. Rzucił bezwładne ciało przyjaciela na kanapę i wyszedł
do kuchni, zostawiając go samego. Luke miał wrażenie, że cały
pokój zaczął nieprzyjemnie wirować. Zrobiło mu się niedobrze,
dlatego nie zastanawiając się zbyt długo ułożył się wygodnie
na sofie, wtulając twarz w poduszkę.
- To wszystko moja
wina – wybełkotał cicho, kiedy tylko dostrzegł wracającego do
pokoju Irwina.
- Nie pieprz głupot,
to był tylko nieszczęśliwy wypadek – odparł, wręczając mu
kubek z jakimś napojem. Kiedy Luke usiadł i chwycił w dłonie
ciepłe naczynie, znad którego unosiła się drażniąca zmysły
para, poczuł jak wszystko wewnątrz ponownie przewróciło się.
Zatkał usta dłonią, próbując powstrzymać odruch wymiotny. -
Pij! - polecił ostro, widząc jego zawahanie.
- Ona wróciła się
po jakąś głupią gitarę, rozumiesz to? Po jakąś pierdoloną
gitarę! - podniósł zdenerwowany głos, ciskając szklanką prosto
w ścianę. Szkło rozbiło się na małe kawałeczki, rozpryskując
po całej podłodze. Równie zirytowany jego nagłym wybuchem Ashton
podszedł do niego i ścisnął górę bawełnianej koszulki,
przygważdżając go do oparcia kanapy. Z nieznaną dotąd
wściekłością spojrzał na niego, oddychając zdecydowanie ciężej.
- Nie cofniesz
czasu, więc albo weźmiesz się w garść, albo idź sobie niszczyć
życie gdzie indziej, bo ja nie mam ochoty na to ponownie patrzeć! -
warknął stanowczo, potrząsając nim raptownie. Zagubione
spojrzenie Luke'a wydało się być w tamtej chwili jeszcze bardziej
przerażone, bo chyba żaden z nich nie był gotowy na tak gwałtowną
reakcję Ashtona. Z ogromnym poczuciem winy wypuścił go i opadł na
kanapę tuż obok przyjaciela. Cisza utrzymywała się między nimi
dłuższą chwilę, bo obaj bali się odezwać. W końcu blondyn
poruszył się i pustym spojrzeniem zerknął w bok.
- Nawet się z nią
nie pożegnałem, nie zdążyłem powiedzieć, że jest dla mnie
wszystkim, że tak bardzo ją kocham – mruknął ze smutkiem,
wbijając tępy wzrok przed siebie. Irwin nadal milczał. - A wiesz,
jakie były moje ostatnie słowa? Kazałem jej się wynieść z
mojego życia – dodał półszeptem, po czym rozpłakał się. Łzy
spływały po jego zaczerwienionych policzkach, a on nie miał już
siły z nimi walczyć.
- Jestem pewien, że
ona to wszystko wiedziała, nie potrzebowała żadnych słów.
- A jeśli nie?
- Stary! Choć
miałem do niej żal za to, co zrobiła, to jedno wiem na pewno, Alex
kochała cię ponad własne życie. I tak naprawdę nie ratowała
gitary, ona ratowała ciebie, ratowała was.
dzień, kiedy
musiał pożegnać się ostatni raz
Stanął przed
ogromnym lustrem w pokoju Alex i bez przekonania spojrzał na swoje
wątłe, pozbawione jakiejkolwiek ochoty do życia odbicie. Wszystko
wokoło przypominało mu o niej, a on miał wrażenie, że czas na
krótką chwilę zawrócił. Gdzieś podświadomie miał nadzieję,
że gdy tylko drzwi się otworzą, ona wpadnie do środka
uśmiechnięta, wtulając się w jego ramiona. Rzeczywistość była
jednak nieco odmienna, bo jej już nie było. Potrząsnął lekko
głową i ponownie zerknął w stronę lustra. Poprawił marynarkę,
pociągając mocniej rękawy. Wygładził wszystkie zagniecenia i
podsunął krawat pod samą szyję. Uniósł niepewny wzrok na swoją
przemęczoną twarz i opuścił bezradnie ramiona. Nie potrafił
pogodzić się z tym, że właśnie dziś musiał pozwolić jej
odejść na zawsze. Nagle poczuł jak niewielka rączka wsunęła się
niespodziewanie w dłoń, zaciskając się wokół jego spoconych
palców. Niespiesznie opuścił głowę i zerknął w dół. Obok
stała Sussie, przytulając się do niego.
- Nie smuć się –
powiedziała z delikatnym, dziecięcym uśmiechem, mocniej ściskając
jego dłoń, jakby chciała dodać mu otuchy. - Ona bardzo cię kocha
i teraz jest twoim aniołem.
Dziewczynka
pociągnęła go mocniej za rękę i zmusiła do tego, by przy niej
przykucnął. Luke wykonywał każdą czynność automatycznie, nie
zastanawiając się nawet nad tym, co robił, dlatego bez oporu
pochylił się do niej. Bez wahania, z typową dla siebie
niewinnością i szczerością zarzuciła mu obie rączki na szyję,
z całej siły ściskając go. Przez chwilę nie reagował, ale
moment później i on przytulał do siebie małą.
- Musimy iść –
Katie pojawiła się nagle w wejściu, wyciągając dłoń w kierunku
Sussie, która niechętnie wypuściła Luke'a z objęcia i podbiegła
do dziewczyny. Brunetka skinęła nieznacznie głowę w jego stronę,
zachęcając go do tego, aby i on do nich dołączył.
- Luke! - doszedł
go czyjś podenerwowany, karcący głos, a nieprzyjemny dreszcz
przebiegł wzdłuż jego pleców. Nagle zorientował się, że stał
w tłumie ludzi, których praktycznie nie znał, wszyscy wydawali się
tacy obcy. Nie był świadom tego jakim sposobem dotarł na cmentarz,
ale kiedy otrząsnął się, stał niebezpiecznie blisko krawędzi,
odczuwając przenikliwy ból w ramieniu. Nieprzytomnym wzrokiem
spojrzał za siebie, dostrzegając Ashtona wbijającego palce w jego
bark. Irwin kiwnął niespokojnie głową, wskazując na jego dłoń.
Blondyn dopiero w tamtej chwili zdał sobie sprawę, że przez cały
ten czas uporczywie ściskał w dłoni łodygę białej róży, a
ostry kolec przebijał napiętą skórę. Strużka krwi skapywała po
nadgarstku, tworząc na mankiecie białej koszuli nieestetyczne
plamy. Wzruszył jedynie ramionami i kompletnie zlekceważył
towarzyszący temu ból. Był on i tak niczym w porównaniu z pustką,
którą odczuwał po jej odejściu. Zadarł głowę, spoglądając w
przejrzyście czyste niebo. Zamknął oczy, wypuszczając z niemym
świstem nagromadzone w płucach powietrze. Poruszył nerwowo ustami,
jakby chciał coś powiedzieć, wykrzyczeć swój ból i żal, ale
wszelkie dźwięki grzęzły mu w gardle. Rozpacz była na tyle
silna, że blokowała każdy ruch. Gdy jedna samotna łza spłynęła
po rozpalonym policzku, otarł ją pospiesznie, by nikt przypadkiem
jej nie zauważył.
Ogólne poruszenie
wśród zgromadzonych tam ludzi, zmusiło go do opornego podniesienia
przemęczonych powiek. Oczy zatrzymały się na dębowej trumnie,
która powoli osuwała się w dół. Słońce odbijało się od
lśniącej pokrywy, rażąc niemiłosiernie, a dźwięk ocieranych
sznurów zdawał się rozdzierać jego głowę od wewnątrz. Nie mógł
tego znieść. Dłońmi ucisnął mocno skronie, tracąc poczucie
równowagi. Zachwiał się i z ogromnym hukiem opadł na ziemię.
Podparł się rękami, a przeraźliwy ból wywołanym uderzeniem
rozprzestrzenił się po każdej najmniejszej komórce jego ciała.
Był bezradny i nie potrafił dłużej walczyć, by przeciwstawić
się fali słabości. Łzy od razu zaczęły skapywać na trawę,
zamazując całkowicie obraz. Poddał się w momencie, gdy biała
róża wysunęła się z poranionej dłoni, spadając bezgłośnie w
rozkopany dół.
Całkowicie oderwany
od rzeczywistości, pogrążony w przeogromnym smutku nie zauważył,
jak ktoś odpalił niewielką świeczkę. Dopiero kiedy poczuł
przykry zapach dymu, zadrżał. Wszystkie koszmarne wspomnienia
powróciły do niego natychmiast, powodując nieprzyjemny ucisk w
żołądku. Dość gwałtownie zerwał się z ziemi i z
przesłoniętymi ustami przepchał się między ludźmi, wybiegając
z otaczającego go tłumu. Zatrzymał się dopiero przy betonowym
ogrodzeniu z dala od wszystkich. Opierając dłonie o raniące skórę
szczeble płotu, pochylił się i zwymiotował. Był świadomy tego,
że tuż za nim pojawił się ktoś, podtrzymując go za ramiona.
Może to był Ashton, może Calum, a może ktoś zupełnie obcy, ale
w tamtej chwili nie miało to dla niego najmniejszego znaczenia.
Bezpowrotnie stracił
kolejną cząstkę duszy.
dzień, w którym
wszystko się zakończyło
To nie było tak, że
stracił ją w chwili, kiedy ostatni raz zabiło jej serce, ani w
momencie, gdy zasypywano trumnę z ciałem. Nie, on tracił ją
każdego kolejnego dnia po kawałku. Codziennie tęsknota za nią
wyrywała następny mały fragment jego duszy, powodując przeogromny
ból, z którym sobie nie radził. Najpierw wywietrzał zapach jej
perfum, którymi przesiąknięta była poduszka, ubrania, powietrze.
Później nie potrafił przypomnieć sobie tonu jej głosu, kiedy
zdenerwowana wykrzykiwała jego imię, nie szczędząc sobie przy tym
niemiłych epitetów, albo tego, czy słodziła kawę jedną, a może
dwiema łyżeczkami cukru, a może nie słodziła w ogóle. Każdy
taki zamglony szczegół sprawiał, że cierpienie za utraconą na
zawsze obecnością nasilało się do granic możliwości. Nie
potrafił bez niej żyć, bo wszystko wokoło wydawało się być
pozbawione jakiegokolwiek sensu. Stał się kompletnym wrakiem
człowieka, nie jadł, przestał wychodzić z domu, z nikim nie
rozmawiał. Drastycznie schudł, cienie pod oczami z każdym dniem
stawały się coraz większe, a zapadnięte policzki dopełniały
tylko ten żałosny obraz. Skóra przybrała odcień szarości, a
pozbawione blasku włosy opadły na czoło. Nie widział powodu, dla
którego miałby nadal walczyć o swoje nędzne życie. Każda próba
zaczerpnięcia powietrza była niekończącą się udręką, z którą
coraz trudnej przychodziło mu sobie radzić. Wizja kolejnego
nadchodzącego dnia pełnego bólu i tęsknoty powodowała, że
robiło mu się niedobrze.
Tego poranka Luke
się już nie obudził, odchodząc po cichu, samotnie. Nie pasował
do świata, w którym nie mógł usłyszeć jej denerwującego
śmiechu, zobaczyć tego błysku w oczach, kiedy na niego zerkała,
zachwycać się jej pasją do tworzenia, a nawet znosić ciągłego
narzekania i udawanych złości.
Musiał spełnić
obietnicę, którą złożył.
I dotrzymał danego
słowa, bo ponownie udało mu się ją odnaleźć. Tym razem już na
zawsze. W świecie, który należał wyłącznie do nich.
I BAJKA DOBIEGŁA
KOŃCA.
Końca, który
stał się początkiem wieczności.
*****************
Panującą ciszę
przerywa kliknięcie informujące o poprawnie zapisanym pliku i
stłumiony brzęk zamykanej pokrywy laptopa. Oddycham z ulgą,
spoglądając rozmarzonym wzrokiem w niebo. Od dwóch godzin siedzę
na tej samej ławce, na której spędziłam ostatnie miesiące mojego
życia. I z dumą mogę otwarcie przyznać – udało mi się. W
końcu po wielu trudach, po kolejnych napotykanych przeszkodach,
przeciwieństwach losu, milionie pytań bez odpowiedzi kończę coś,
co zrobić musiałam. Czuję nagle na twarzy powiew ciepłego wiatru,
który delikatnie rozwiewa moje włosy. Z rozrzewnieniem spoglądam w
stronę znajdujących się przede mną dwóch grobów. Jeden jej,
drugi jego. Między pomnikami rosną dwie białe róże. Nie wiem jak
można to racjonalnie wytłumaczyć, ale oba kwiaty nachylają się
ku sobie, a delikatne płatki muskają się, ani na moment nie
odrywając się od siebie. Ten widok nieustannie za każdym razem
rozczula mnie tak samo mocno.
Niespodziewane
trzaśnięcie cmentarnej bramy wyrywa mnie na moment z zamyślenia.
Widzę na ścieżce podążających w moją stronę trzech mężczyzn.
Niosą ze sobą gitarę. Tak, tę gitarę. Mimo upływu lat
oni wciąż pamiętają i czasami udaje nam się spotkać tutaj
wspólnie i razem pograć dla nich. Z nimi.
Zapytacie mnie kim
jestem. Nazywam się Sussane, choć wolę kiedy ludzie zwracają się
do mnie Sussie. Mam dwadzieścia lat i właśnie zakończyłam moją
pierwszą powieść. Ich historię.
Zapytacie również
po co to zrobiłam, bo przecież oni byli tacy banalni, do znudzenia
przeciętni, a to co im się przydarzyło zdarza się co chwilę w
każdym zakątku świata. I odpowiedź możecie znaleźć we własnych
zarzutach. Właśnie dlatego, że byli tacy niezwykle zwykli i do
granic możliwości przewidywalni postanowiłam podzielić się z
wami ich historią, bo przytrafić mogła się każdemu z was. I nie
wiem czy jesteście tego świadomi, ale ta bajka wydarzyła się
naprawdę. Księżniczka poznała księcia i pokochała go miłością
wielką i bezgraniczną. Z pełną i bezwarunkową wzajemnością. I
nawet jeśli nie było typowego: żyli długo i szczęśliwie, to
zdecydowanie warto na moment zatrzymać się, by choć przez chwilę
spojrzeć na nich. Ponieważ oni istnieli i bardzo możliwe, że
mogliście ich gdzieś w swoim życiu minąć, przez ułamek sekundy
widzieć na ulicy, w parku, w metrze. Mogliście ich nawet osobiście
znać, nie zdając sobie z tego kompletnie sprawy.
A wiecie dlaczego
teraz się uśmiecham? Bo dzięki tym zapisanym słowom oni już na
zawsze pozostaną między nami i nic, ani nikt nie będzie w stanie
zniszczyć ich uczucia. Do końca świata – tego naszego i tego,
który istnieje również po nim – miłość, która między nimi
się narodziła będzie wiecznie trwać. I oni, tak idealnie
nieidealni, nigdy nie odejdą.
KONIEC
xoxo
Alice
/ostatni już raz/
piątek, 6 czerwca 2014
2.22. I nawet w bajkach każda magia miała swoją cenę. (cz.II)
Kiedy nadeszła
noc i zrobiło się już ciemno, a Luke powoli zaczął
zdawać sobie sprawę z tego, co kilka godzin temu wydarzyło się,
postanowił wrócić do mieszkania. Niechętnie podniósł się z
parkowej ławki, na której spędził pół dnia, nie zważając na
panujący na zewnątrz przeszywający chłód. Zima powoli opuszczała
już Nowy Jork, ale mimo to pogoda wciąż nie była odpowiednia na
tak długie wyjścia. On jednak zdawał się zupełnie tym nie
przejmować, traktując dokuczliwe zimno jako pewnego rodzaju karę.
W pewnej chwili
zatrzymał się przed jeszcze otwartą kwiaciarnią, dostrzegając
przy szybie niewielki bukiet z maleńkich, białych róż. Nie
wiedział dlaczego, ale momentalnie pomyślał o Alex, a prawie
niezauważalny uśmiech przemknął przez zaczerwienioną z zimna
twarz. Bez wahania wszedł do środka i postanowił kupić wcześniej
zauważone kwiaty.
- Dla kogoś
szczególnego? - zapytał sprzedawca, uśmiechnięty staruszek, który
owijał małą wiązankę w przezroczystą, szeleszczącą folię.
Luke uniósł niespiesznie wzrok, przyglądając się mężczyźnie z
uwagą. Nagle i on się uśmiechnął.
- Tak –
potwierdził z pewnego rodzaju rozmarzeniem w głosie, a sama myśl o
dziewczynie sprawiła, że poczuł przyjemne ciepło rozlewające się
po wnętrzu.
- To dość
niespotykane, bo zazwyczaj ludzie wybierają czerwone róże –
ocenił z zadumą właściciel.
- No właśnie,
wszyscy wybierają czerwone, ale to nie jest zwyczajna osoba, to taki
mój anioł, ktoś wyjątkowy, a tacy zasługują na wyjątkowe
kwiaty, prawda? - odparł radośnie, odbierając od niego pakunek.
Zapłacił i ogarnięty przedziwną lekkością ruszył w stronę
wyjścia.
- Proszę w takim
razie jej pilnować, bo czasami nawet anioły potrzebują naszej
pomocy – staruszek zawołał za nim na pożegnanie, a Luke odwrócił
się tylko za siebie, posyłając mu pełne wdzięczności
spojrzenie, po czym opuścił kwiaciarnię. Naciągnął kaptur na
głowę, przyspieszył kroku, nie mogąc się już doczekać
ponownego spotkania z nią. Kątem oka cały czas zerkał na trzymany
w dłoni bukiecik i choć zdawał sobie sprawę, że kilka kwiatków
nie było w stanie zmazać jego win, to gdzieś podświadomie czuł,
że od teraz wszystko mogło być już tylko lepiej. Był gotowy na
to, aby kolejny raz stawić czoła chorobie, wrócić na terapię,
wyzdrowieć. Dla niej. Nie chciał, by to, co się wydarzyło
mijającego dnia, powtórzyło się kiedykolwiek. Miał dla kogo
walczyć, miał dla kogo żyć i nie mógł kolejny raz tego
wszystkiego zepsuć.
Był już prawie na
miejscu, kiedy doszły go niepokojące odgłosy zjeżdżających się
z każdej strony wozów strażackich, policji, pogotowia. Początkowo
nie wiedział, czemu to wszystko służyło i co tak naprawdę się
wydarzyło, ale kiedy tylko skręcił w uliczkę prowadzącą do
budynku, w którym znajdowało się jego mieszkanie, zaczął powoli
wszystko rozumieć. Tłum gapiów gromadził się przy okalającej
cały plac przed blokiem taśmie. Zmarszczył lekko czoło w geście
kompletnego niezrozumienia i podszedł bliżej. Dopiero gdy uniósł
głowę, poczuł nieprzyjemny ucisk w żołądku, a obraz przed
oczami momentalnie pociemniał. Z okien najwyższej kondygnacji
wydobywał się gęsty dym i żarzące się w ciemności płomienie.
Bez zastanowienia przepchał się do przodu i nie zważając na
nawoływania jednego z policjantów, przedostał się na zagrodzony
teren, biegnąc w kierunku wejścia do klatki. Był już kilka kroków
od celu, gdy poczuł dość bolesne szarpnięcie w łokciu. Zaczął
się wyrywać, ale trzymający go strażak zdawał się być
silniejszy.
- Nie możesz tam
wejść, zwariowałeś?! - krzyknął, odciągając go na bok. Luke
nie zamierzał potulnie współpracować, ciągle szarpiąc się z
mężczyzną.
- Tam jest moja
Alex, ja muszę tam wejść! - zaczął się wydzierać, wskazując
ręką na buchający z ostatniego piętra ogień. Miał tylko jedną
myśl, aby ją uratować. Nic innego nie miało w tamtej chwili
znaczenia. Zaczął jednak kaszleć, kiedy drażniące opary dostały
się do gardła. Odruchowo zasłonił usta dłonią, ale nawet to nie
pomogło. Z trudem oddychał, dławiąc się ostrym dymem, którego
intensywność sprawiała, że jego oczy momentalnie zaczerwieniły
się. Temperatura powietrza już dawno spadła poniżej zera, a on
mimo to odczuwał niesamowite ciepło, powodujące niewielkie
rumieńce na przejętej twarzy.
- Wszystkie ofiary
przewiezione zostały do szpitala – wyjaśnił mu ktoś inny,
próbując przedrzeć się przez zagłuszające wycie syren i
ożywiony gwar tłumnie zgromadzonych obserwatorów. Szarpnął go
kolejny raz, przeciągając za taśmę bezpieczeństwa.
I nikt nie zauważył
wypadającego z dłoni bukietu małych, białych róż, który prawie
bezgłośnie upadł na chodnik, po chwili całkowicie rozdeptany
przez biegających w pośpiechu ratowników.
*
Był spokojny. Być
może zbyt spokojny, bez mrugnięcia wpatrując się w jeden punkt
przed sobą. Siedział na krześle w szpitalnym korytarzu, oczekując
na lekarza. Kołysał się delikatnie w przód i w tył, a w myślach
odliczał upływające niepokojąco powolnie sekundy. Nie był już
nawet pewien tego, jak się tam dostał, ale i tak w tamtej chwili
ten fakt z jego życia wydawał się być kompletnie nieistotny. Nie
reagował na przechadzających się przed jego oczami pacjentów, czy
pielęgniarki, które albo oferowały wodę, koce, tabletki
uspokajające, albo też obdarzały go jedynie litościwym
spojrzeniem, wracając do swoich obowiązków. On jednak niczego nie
potrzebował. Niczego poza Alex.
- W izbie przyjęć
powiedziano mi, że tutaj cię znajdę – obcy, męski głos rozległ
się tuż obok, sprawiając że blondyn z ogromną niechęcią
oderwał wzrok od ściany i zadarł lekko głowę, spoglądając bez
wyrazu na nieznajomego. - Luke, prawda? - dopytał, ściągając z
głowy kask. Chłopak zmierzył go osądzającym wzrokiem i bez
przekonania skinął głową. - Jestem Tom, to ja wyniosłem ją z
budynku …
- I co? Przyszedłeś
się tym pochwalić? Czy może liczysz na jakieś brawa i odznaki? -
warknął kpiąco, a jego twarz przeszył złośliwy grymas.
Mężczyzna zdawał się jednak nie przejmować jego bezpodstawnymi
oskarżeniami, zupełnie jakby był na nie przygotowany. Westchnął
tylko z bezradnością i wręczył mu tak dobrze znany futerał,
który z jednej strony był całkowicie zwęglony. Zapach spalenizny
sprawił, że Luke'owi zrobiło się niedobrze. Nerwowo przełknął
ślinę, chwytając gitarę w ręce.
- Prawdopodobnie
wróciła się właśnie po to, bo gdy ją znalazłem, przyciskała
go mocno do siebie. I za wszelką cenę walczyła, by i to uratować
– zrobił krótką pauzę, widząc że blondyn chyba zupełnie
przestał już zwracać uwagę na to, co do niego mówił, skupiając
się wyłącznie na zniszczonym instrumencie. Przysiadł się obok
niego, rozpinając zamek służbowej kurtki.
- A gdyby się nie
wróciła? - zapytał nagle, jego głos brzmiał jakoś obco.
Przekręcił głowę i popatrzył nieprzytomnie na zmęczoną i wciąż
osmoloną twarz strażaka.
- Nie zadawaj sobie
takich pytań, one nic nie zmienią – poradził, niepewnie
dotykając jego ramienia i pokrzepiająco go poklepał. To jednak
wcale mu nie pomogło, bo nie mógł znieść myśli, że przez jego
głupią gitarę walczyła teraz o życie. Z całej siły zacisnął
palce na skórzanym obiciu, czując jak spod zagryzionej wargi
zaczyna sączyć się krew. Zamknął oczy, opuszczając głowę.
- Moja Alex, moja
Alex, moja Alex – powtarzał jak w transie, bujając się na boki.
Kompletnie nie zwracał uwagi na to, że obok niego wciąż znajdował
się mężczyzna, który z ogromnym żalem i smutkiem przyglądał
się mu w milczeniu.
- Wiesz, mimo
wszystko jesteś ogromnym szczęściarzem, bo trafił ci się
najprawdziwszy anioł – odezwał się w końcu, zyskując na nową
uwagę Hemmingsa. - Zanim straciła całkowicie przytomność, cały
czas powtarzała twoje imię, a na sam koniec chyba już nie całkiem
świadomie wyznała, że cię kocha – dodał z delikatnym
uśmiechem. Luke przez dłuższą chwilę obserwował go, nie
potrafiąc się odezwać. Jego pozbawiony wyrazu wzrok śledził
zaniepokojoną twarz Toma, ale nie był w stanie wydobyć się z
siebie nawet krótkiego dźwięku. To wszystko działo się zbyt
szybko, a jego umysł nie potrafił znieść natłoku myśli.
Gdy tylko klamka w
drzwiach sali, w której leżała dziewczyna drgnęła, poderwał się
na równe nogi i podbiegł do wychodzącego z niej doktora,
całkowicie zapomniał o swoim wcześniejszym towarzyszu. Rzucił się
na niego dość niespodziewanie, chwytając raptownie poły jego
białego fartucha.
- Co z nią?! -
wykrzyknął, nie zważając na to, że był środek nocy. Potrząsnął
nim stanowczo, kiedy ten próbował go uspokoić.
- Nie będę niczego
przed panem ukrywał – zaczął z pewnego rodzaju niepewnością,
dostrzegając roztrzęsionego blondyna, ale kiedy tylko ten skinął
głową, zdecydował się kontynuować. - Poza widocznymi obrażeniami
zewnętrznymi doszło do poważnego oparzenia i obrzęku dróg
oddechowych, co przyczyniło się do ostrej niewydolności
oddechowej. Nie jest w stanie oddychać samodzielnie. Podaliśmy
kolejną, podwójną dawkę morfiny, by uśmierzyć ból. Ta noc jest
decydująca, ale szanse są niewielkie – mówił dalej, ale Luke
przestał go już słuchać, cały czas zerkając przez jego ramię
na leżącą w sali dziewczynę. Nerwowo zagryzał usta, przestępując
z nogi na nogę. W pewnej chwili zorientował się, że lekarz
zamilkł i wpatrywał się w niego uważnie. Potrząsnął więc
głową i biorąc głębszy oddech, spojrzał na mężczyznę.
- Muszę tam wejść
– oznajmił stanowczo, wyczekując reakcji doktora. Ten opuścił
bezradnie ramiona i zrobił krok w bok, schodząc mu z drogi.
- Uprzedzam pana
tylko, że ona jest całkowicie odurzona lekami, nie jest już
niczego świadoma i prawdopodobnie jest nieczuła na jakiekolwiek
bodźce – ostrzegł go, nie chcąc chyba rozbudzać w nim zbyt
wielkich nadziei. Zniżył wzrok, spoglądając na ściskającą jego
ramię rękę.
- Nie rozumiem –
Luke kolejny raz pokręcił głową, wyrywając dłoń. Zmarszczył
czoło i popatrzył na niego gniewnie.
- Ona odchodzi –
dodał ciszej, a Hemmings przez niedługą chwilę wpatrywał się w
niego bez słowa. Moment później odwrócił się gwałtownie i
ignorując wszystko to, co przed chwilą usłyszał, ruszył
chwiejnym krokiem w stronę łóżka Alex.
Kiedy tylko ją
zobaczył, coś w nim nieodwracalnie pękło. Z głuchym łoskotem
upadł na ziemię, uderzając z pełnym impetem kolanami o twardą
powierzchnię. Ból fizyczny jaki temu towarzyszył był jednak
niczym w porównaniu z tym, jak ogromne cierpienie zawładnęło jego
psychiką. Jedna krótka chwila sprawiła, że rozsypał się
kompletnie, tracąc wszystko, co wydawało mu się istotne w jego
marnym życiu. Opuścił głowę, nie mogąc dłużej spoglądać w
kierunku dziewczyny. Była nieprzytomna, ale wyraz jej poparzonej
twarzy wyrażał cały ból, któremu musiała stawiać czoła. Jej
długie, jasne, zawsze lśniące włosy teraz były zupełnie ścięte
i przybrały smutny odcień szarości. Całe oparzone ciało owinięte
było chłodzącymi opatrunkami, spomiędzy których wystawały
poprzyczepiane kabelki. Była podłączona do respiratora, dlatego
doskonale słyszał każde słabiutkie uderzenia jej serca, ale im
dłużej się w nie wsłuchiwał, tym cichsze mu się wydawały.
Musiał szybko skupić uwagę na czymś innym, dlatego czym prędzej
chwycił jej dłoń i przycisnął drżące, mokre od łez usta do
poranionej skóry. Jej obecność, możliwość choćby krótkiego
dotknięcia sprawiły, że cały wcześniejszy strach zaczął się
wycofywać. Pikanie zawieszonej nad łóżkiem maszyny zdecydowanie
przyspieszyło na niedługi moment, gdy ich palce złączyły się.
Uniósł głowę i przecierając rękawem twarz, popatrzył ponownie
na nią. Odetchnął głęboko i delikatnie, tak by przypadkiem nie
zrobić jej krzywdy opuszkami palców przesunął po jej policzku.
Był ciepły i lekko chropowaty.
- Moja mała,
śliczna księżniczka – szepnął i pochylił nieznacznie głowę
w bok, niepokojąco opanowanym spojrzeniem obserwując blondynkę.
Zupełnie niespodziewanie zaczął zachowywać się tak, jakby ona
tylko spała i za chwilę pełna energii miała wstać i na nowo
zadziwiać świat. Niedawne spazmatyczne napady rozpaczy przemieniły
się w pełen bólu pozorny spokój i ciszę. Zaczął coś niemrawo
nucić, gładząc kciukiem wewnętrzną stronę jej dłoni. Powoli
kołysał się na boki i co jakiś czas odgarniał resztki włosów z
jej czoła. Aparatura zapiszczała złowrogo, ale gdy tylko zerknął
w stronę migającego monitorka, wirujące po nim kreski wydawały
się wolno, ale nadal miarowo wybijać rytm jej osłabionego serca.
Skierował oczy na Alex, po czym mocniej zacisnął palce wokół
bezwładnej ręki, która cały czas uporczywie wysuwała się z
uścisku.
Nie mógł myśleć
o tym, co się wydarzyło. Nie próbował nawet tego zrozumieć, bo
wiedział, że skończyłoby się to tragicznie. Dlatego czynił
wszystko co w jego mocy, aby umysł opanowały wyłącznie dobre
wspomnienia, wspólne chwile, ukradkiem skradzione pocałunki, pełne
emocji wymiany spojrzeń, przyprawiające o dreszcze zetknięcia
ciał, cicho szeptane wyznania i przyrzeczenia.
- Znajdę cię
kiedyś, nawet tam po drugiej stronie – obiecał z ogromną
pewnością w głosie i delikatnie podnosząc się, złożył czuły
pocałunek na ustach dziewczyny. I w tej samej chwili rozległo się
ostatnie uderzenie jej serca, po którym nastąpiła okrutnie długa
cisza, rozrywająca go od środka na małe kawałeczki. Kolejny raz z
bezwładnie upadł na podłogę, tracąc na moment świadomość.
I tak właśnie
skończył się jego świat. Nie ogromnym hukiem, ale ostatnim cichym
oddechem i bezgłośnie wysuwającą się dłonią ze słabnącego
objęcia. Nocną ciszę przerywał bezlitosny pisk maszyny, który
zagłuszył przepełnione bólem ciche kwilenie i spływającą po
policzku samotną łzę, która opadła na jej nieruchomo
spoczywającą rękę.
Odeszła na zawsze
bez pożegnania, bezpowrotnie zabierając ze sobą cały sens jego
życia. Bo najwyraźniej ten świat nie był ich.
xoxo
Alice
piątek, 30 maja 2014
2.22. I nawet w bajkach każda magia miała swoją cenę. (cz.I)
Zagryzła
rozgorączkowana usta, kiedy tylko poczuła jak znajdujący się w
kieszeni żakietu telefon zaczął uciążliwie wibrować. Rozejrzała
się z wymuszonym uśmiechem po zgromadzonych w sali konferencyjnej
ludziach, próbując zignorować rozpraszające brzęczenie. Miała
cichą nadzieję, że po kilku kolejnych sygnałach niecierpliwa
osoba, która tak usilnie starała się z nią skontaktować, w końcu
sobie odpuści, ale połączenie wciąż trwało. Z lekko
zawstydzonym spojrzeniem przeprosiła wszystkich i wybiegła na
zewnątrz.
- Luke? -
wyszeptała, konspiracyjnie zakrywając dłonią usta, jakby bała
się, że ktoś mógł ją podsłuchiwać. - Mam teraz bardzo ważne
spotkanie, oddzwonię pó …
- Alex, możesz
przyjechać? - przerwał jej momentalnie, a jego zachrypnięty,
ściszony głos nie zwiastował niczego dobrego. - Błagam.
- Będę za dwie
godziny w domu – odparła, spoglądając na zegarek, który wisiał
w holu nad recepcją.
- To za późno –
mruknął niewyraźnie, a w słuchawce rozległ się dziwny dźwięk,
jakby coś na siłę próbował przełknąć.
- Nie mogę teraz
wyjść. Co się dzieje? - zapytała z rozdrażnieniem, mocniej
zaciskając palce na telefonie. Była trochę zła, bo przecież on
doskonale wiedział o tym, jak wielkie znaczenie dla niej miało to
zebranie.
- Nie wiem,
przyjedziesz? - dopytywał wciąż, z pewną ignorancją podchodząc
do tego, co starała mu się przekazać. Dopiero teraz zdała sobie
sprawę z tego, że od samego początku jego głos nie brzmiał
normalnie. Był czymś wyraźnie przerażony. - Mówiłaś, że
zawsze mogę do ciebie zadzwonić – dodał, a ona poczuła
nieprzyjemny, zimny dreszcz na plecach.
Od pewnego czasu
jego stan zdawał się wracać do normy, pozwalając jej na chwilę
zapomnieć o tym, że miewał problemy. Wszystko wydawało się
układać, dlatego zwiększona troska o jego zdrowie odeszła na
drugi plan. Miała nadzieję, że powoli udawało mu się odzyskać
kontrolę nad własnym życiem, zapominając o tym, co działo się w
przeszłości. Kilka chwil złudnego szczęścia dało jej poczucie
stabilności i poczucia bezpieczeństwa, sprawiając że całkowicie
zbagatelizowała to, że mimo stwarzanych pozorów równowagi on
wciąż walczył z poważną chorobą. Zaślepiona jego dobrym
humorem zatraciła się w tym fałszywym obrazku. Powinna przecież
wiedzieć, że wystarczyła chwila nieuwagi, aby cały ten sielski
nastrój runął jak domek z kart na wietrze.
- Gdzie jesteś? -
spytała.
- Alex, przyjedź –
powtórzył, kolejny raz nie reagując na jej słowa. Nagle w
słuchawce rozległ się niegłośny brzęk, gdy coś upadło na
podłogę i rozsypało się. Luke zaklął pod nosem, a ona ze
strachem otworzyła szerzej oczy i tracąc już kontrolę nad własnym
oddechem, zaczęła biec w stronę wyjścia. Po drodze zostawiła
tylko w recepcji informację, że pilnie musi wyjść i przestała
już dbać o to, co mieli pomyśleć o niej czekający w sali ludzie.
- Jesteś tam? -
zapytała zdyszana, wbiegając na parking. Nerwowo zaczęła
przeszukiwać torebkę, by odnaleźć klucze do samochodu, ale z
każdą mijającą sekundą jej poirytowanie wzrastało,
uniemożliwiając odszukanie zguby. W końcu wyrzuciła całą
zawartość na chodnik, wciąż wyczekując na odpowiedź chłopaka,
która po kilku nawoływaniach nie nadchodziła. Cisza po drugiej
stronie stawała się coraz bardziej złowieszcza. Zrobiło jej się
niedobrze, a lekki zawrót głowy sprawił, że na moment usiadła na
krawężniku, pochylając się do przodu. Wzięła kilka głębszych
oddechów, uciskając z całej siły pulsujące z bólu skronie.
- Naprawdę nie
chciałem tego robić – zaczął się jąkać, a ona miała
wrażenie, że rozmawiała z kimś zupełnie obcym, nie rozpoznając
już nawet jego słabnącego głosu. - Ale było mi tak źle, nie
chciałem się tak czuć – dodał jeszcze ciszej, brzmiąc jak
mały, zagubiony chłopiec, który próbował się tłumaczyć ze
swojego złego uczynku.
- Musisz mi obiecać,
że do mojego przyjazdu już niczego nie weźmiesz, rozumiesz? -
poprosiła błagalnie, a jej drżący głos zdradzał cały strach i
przerażenie, jakie w niej drzemały. Nie potrafiła już nad tym
panować. Jakiś podstępny, szepczący głosik w jej głowie
powodował, że odczuwała coraz silniejszy ucisk w brzuchu. - Luke,
słyszysz mnie? - ponowiła pytanie, kiedy kolejny raz nie raczył
odpowiedzieć. Słyszała jednak jego ciężki oddech.
- Ale to w ogóle mi
nie pomaga.
- Zaraz będę, po
prostu obiecaj mi, że nigdzie nie będziesz się ruszał, dobrze?
- Dobrze –
odpowiedział bez przekonania, po czym w słuchawce rozległ się
brzęk rozbijanego szkła, a później dało się tylko słyszeć
uciążliwy sygnał rozłączanego połączenia. Bez namysłu
chwyciła odnalezione kluczyki i wsiadła do samochodu, w pośpiechu
kierując się do jego mieszkania. Starała się w ogóle nie myśleć,
skupiając całą uwagę wyłącznie na drodze, ale nie mogła pozbyć
się wrażenia, że tym razem wszystko miało być inaczej. Że tym
razem to było coś poważnego, z czym nie umiała walczyć, czego
nie potrafiła okiełznać, a co nie do końca świadomie niszczyło
także i ją.
*
Wpadła do
mieszkania, trzaskając niezamierzenie drzwiami. Pierwszą rzeczą
jaka rzuciła jej się w oczy była stojąca w rogu komoda z
pootwieranymi szufladami i rozrzuconymi po panelach zmiętymi
kartkami. Po drugiej stronie, obok fragmentów roztrzaskanego lustra
dostrzegła jego gitarę z naderwanymi strunami i połamanym gryfem.
Nie była nawet świadoma tego, że w tym samym momencie wstrzymała
oddech, zamierając w totalnym osłupieniu. Kolana się pod nią
ugięły i to był właśnie ten moment, w którym jej wcześniejsze
znikome opanowanie przestało istnieć. Jedna, niewielka łza
potoczyła się po policzku, będąc jedynie preludium do tego, co
miało wydarzyć się później.
Odrzucając torebkę
na ziemię w przedpokoju, wbiegła do środka, z szaleńczo bijącym
sercem nawołując Luke'a. Odpowiadała jej jednak wyłącznie niczym
niemącona cisza. Podniosła głos, ale nawet to na niewiele się
zdało, bo echo jej słów odbijało się od ceglastych murów.
Zaglądała do każdego pomieszczenia, ale dopiero na samym końcu, w
niewielkiej łazience dostrzegła skulonego pod ścianą blondyna. Na
głowę schowaną między kolanami naciągnięty miał kaptur czarnej
bluzy. Z pewnego rodzaju ulgą wypuściła powietrze, opuszczając
bezradnie ramiona. Zrzuciła z siebie kurtkę i podeszła do niego,
przykucając tuż obok. Na brzegu wanny dostrzegła otwartą fiolkę
z tabletkami, a pod kaloryfer wturlała się pusta butelka po wódce.
Alex z przerażeniem rozejrzała się dookoła, a jasne oczy ponownie
zalśniły łzami. Kiedy tylko jej ręka spoczęła na ramieniu
blondyna, drgnął nieznacznie, unosząc głowę. Jego pełne lęku,
zagubione spojrzenie uważnie ją obserwowało. Zsiniałe usta drżały
niespokojnie, a oddech wydawał się być wyjątkowo ciężki i
nierówny.
- Już dobrze,
jestem tutaj – powiedziała uspokajającym tonem, chwytając w
dłonie twarz chłopaka. Zsunęła kaptur, gdy opuszki drugiej ręki
zaczęły delikatnie gładzić jego policzek. Błękitne dotąd
tęczówki wydawały się lekko poszarzałe, a oklapnięte włosy
kleiły się do spoconego czoła. Był rozpalony, a jego nieobecny
wzrok gorączkowo zataczał kółka, beznamiętnie rozglądając się
na boki. - Luke, powiedz coś! - poprosiła błagalnie z ogromną
bezradnością w roztrzęsionym głosie, potrząsając stanowczo
całym jego bezwładnym ciałem, jakby to miało w czymś pomóc. On
jednak wciąż pozostawał niewzruszony, lawirując w swoim własnym
świecie, do którego nikt nie miał dostępu. Nachyliła się i
złożyła czuły pocałunek na zimnych ustach, a słone łzy nadal z
niesamowitą intensywnością spływały po jej rumianej twarzy.
Nic to jednak nie
dało.
Pogłębiła to
niedługie zbliżenie, ale skutek okazał się być równie znikomy
jak poprzednim razem. Nie reagował, a jego pozbawione blasku oczy
wbite były w jakiś nieokreślony punkt, całkowicie ignorując jej
obecność.
- Nie mogę już
dłużej patrzeć na to co ze sobą robisz – odparła po chwili,
dławiąc się własnymi łzami. Opuściła nieporadnie ręce, które
swobodnie zsunęły się na jej kolana. Nie miała już siły, by z
nim walczyć.
- To nie patrz –
odezwał się wreszcie, powodując że ze strachu aż podskoczyła,
momentalnie na niego spoglądając. - Nikt nie każe ci tutaj
siedzieć.
Zacisnęła mocniej
usta, a kilka kolejnych krople potoczyło się po policzku. Wydawało
jej się, że patrzy na kompletnie obcego faceta, nie potrafiąc
znaleźć nawet małej cząstki jej dawnego Luke'a. Nie był sobą, a
to przerażało ją najbardziej. Była gotowa mu pomóc, poświęciłaby
dla niego wszystko, ale w tamtej chwili wiedziała, że on tej pomocy
nie chciał. Mrożący wzrok chłopaka sprawił, że znowu poczuła
lodowaty dreszcz na plecach, odruchowo kuląc się w obronnym geście.
- Wiem, że gdzieś
tam głęboko wciąż jest ten prawdziwy Luke – wyszeptała cicho,
a on niespodziewanie wpadł w szaleńczy śmiech. Zaczęła się bać
jeszcze bardziej, choć podświadomie czuła, że przecież nie mógł
zrobić jej krzywdy. Nie on.
- To jest prawdziwy
Luke – odpowiedział głośno, rozkładając szeroko ręce i
zaprezentował się w całej okazałości. - Luke wariat.
- Nie mów tak –
wysapała, kolejny raz czując, jak traci oddech. - To nie prawda.
Jeszcze wszystko może być normalnie. Musimy tylko spróbować.
- Normalnie? -
wychwycił przypadkowe słowo, a ona w tym samym momencie zdała
sobie sprawę z tego, jak wielki błąd popełniła. - Chcesz
normalnego życie, to wracaj sobie do swojego ukochanego Chrisa –
warknął tonem, który pełen był jadu i złośliwości.
- Chcę ci pomóc.
- Więc idź sobie
stąd – polecił, a ona czuła, że jego zachowanie było jedynie
wynikiem działania alkoholu i leków, bo przecież jej Luke był
inny. Załkała ponownie, ocierając wierzchem dłoni twarz, gdy
obraz przed oczami stawał się coraz bardziej niewyraźny. Mimo
wszystko zbliżyła się do niego, próbując objąć go swoimi
ramionami.
- Pozwól mi pomóc.
- Nie chcę twojej
pomocy.
- Przecież prawie
nam się udało – zaczęła, niepewnie wysuwając w jego stronę
dłoń. Dotknęła nią ramienia, wyczuwając jak zadrżał. I kiedy
już myślała, że jego stan uległ zmienia, że powoli wracał do
siebie, on znowu roześmiał się histerycznie.
- Widzę, jak się
mnie brzydzisz – wyznał z niesmakiem, rzucając jej jedno,
przepełnione zawiścią spojrzenie. Z wrażenia otworzyła szerzej
oczy, nie mogąc uwierzyć w to, co przed chwilą usłyszała. Bez
zastanowienia sięgnęła ręką jego policzka.
- Luke ...
- Wynoś się! -
krzyknął, odtrącając ją. Kiedy zrobił dość spory zamach,
zupełnie niezamierzenie jego dłoń uderzyła ją w twarz, a
wyjątkowo nieprzyjemny dźwięk rozległ się w niewielkim
pomieszczeniu. Z łoskotem, rażona siłą jego uderzenia poleciała
na ścianę, dość mocno obijając sobie plecy.
Nagle oboje zamarli,
wpatrując się w siebie z przerażeniem. Bez problemu dało się
słyszeć ich szaleńcze oddechy i bardziej gwałtowne uderzenia
serc. Ta cisza trwała zaledwie krótką chwilę, choć dla nich
zdawała się być bezkresną wiecznością, w której bezpowrotnie
zawaliły się ich światy.
Luke zakrył usta
dłonią i bez słowa podniósł się z podłogi, wybiegając z
mieszkania.
I żadne z nich nie
zdawało sobie w tamtej chwili sprawy z tego, że nie powinni
pozwolić na to, aby drzwi zamknęły się z przeraźliwym trzaskiem.
Nie byli świadomi tego, że Alex powinna zrobić wszystko, aby go
zatrzymać, a on powinien zrobić wszystko, aby zawrócić.
Ale wtedy jeszcze o
tym nie wiedzieli.
WTNGD ma angielską
wersję, yaaaaaaaaaaaaaaay! Bezgranicznie jestem za to wdzięczna
@TakiSeFejm i @Niess94 <KLIIIIIK>
To chyba tyle. Druga
część tego rozdziału zależy od was. /edit: data jej dodania/
Enjoy!
xoxo
Alice
piątek, 16 maja 2014
2.21. A tląca się cichutko iskra rozpaliła dawny płomień.
- Musimy porozmawiać
– powiedzieli równocześnie, spoglądając w swoją stronę
niepewnie, jakby czymś nagle przestraszeni. Krótką chwilę
wpatrywali się w siebie z niezwykłą intensywnością po to, aby
ułamek sekundy później odwrócić nieco speszony wzrok.
Utrzymująca się między nimi od jakiegoś czasu cisza obojgu
zaczęła ciążyć i doskonale zdawali sobie sprawę z tego, że nie
dało się tego wszystkiego już uniknąć. Byli świadomi tego, że
po powrocie Chrisa do domu nic nie było już takie samo, a ta zimna
obojętność, która między nimi się wytworzyła była aż nazbyt
wyczuwalna. Każdy gest wydawał się wymuszony, rozmowy ograniczały
się do tych wyłącznie niezbędnych, a jakakolwiek bliskość
kończyła się krzywymi spojrzeniami i natychmiastowymi unikami. I
gdzieś podświadomie chyba oboje zdawali sobie sprawę, że nie dało
się tego uratować.
- To nie ma sensu,
my nie mamy sensu – Chris odezwał się pierwszy, odwracając się
w jej stronę z dłońmi opartymi o kuchenny blat. Dziewczyna
westchnęła cicho i odłożyła trzymany w ręce nóż, którym
próbowała obrać jabłko.
- Naprawdę tego nie
chciałam – załkała cichutko, posyłając w jego kierunku
niedługie, pełne gorzkich łez spojrzenie.
- Widocznie tak
musiało być.
- To moja wina –
przyznała z pełną szczerością, a słaby głos kolejny raz
załamał się. Blondyn opuścił ręce i zrobił chwiejny krok,
chwytając jej zaciśniętą pięść w swoją dłoń.
- Stchórzyłem w
najgorszym z możliwych momentów, zostawiłem cię wtedy, gdy
najbardziej mnie potrzebowałaś. To także moja wina – odparł z
żalem i unosząc rękę, założył opadające na oczy pasmo jasnych
włosów. Przesunął kciukiem po jej policzku, sprawiając że
zamrugała kilkakrotnie, a jedna łza spłynęła po rozpalonej
skórze.
- Nigdy nie
przypuszczałam, że znowu będę musiała pozwolić komuś odejść.
- Tak naprawdę
nigdy nie pozwoliłaś odejść Hemmingsowi, szczęściarz z niego –
zażartował posępnie, a Alex poczuła dość silne ukłucie w
żołądku. Spojrzała pospiesznie na niego, otwierając szerzej
oczy. Widząc jej przerażenie i niezrozumienie, Chris uśmiechnął
się. - Nigdy ci tego nie mówiłem, ale bywały noce, kiedy
nieustannie wołałaś go przez sen.
- O czym ty mówisz?
- zapytała nerwowo, a on ponownie uniósł kąciki ust.
- Nie chciałem
wtedy dopuścić do siebie myśli, że wciąż o nim pamiętasz,
dlatego starałem się wyrzucić wszystko z pamięci, licząc po
cichu że wreszcie to się skończy – wyjaśnił, a pod nią kolana
się ugięły. W ostatniej chwili podtrzymała się oparcia krzesła,
gdy obraz przed jej oczami pociemniał. Pochyliła się lekko, z
trudem oddychając.
- Dlaczego nic nie
powiedziałeś?
- Wolałem udawać,
że mimo wszystko trochę ci na mnie zależało – odpowiedział z
ponurym uśmiechem, powodując że poczuła, jak zaczynało jej się
robić niedobrze. Niespokojnie oblizała końcem języka
spierzchnięte wargi, rozchylając je nieco mocniej.
- Pomogłeś przejść
mi przez najciemniejszy okres w moim życiu, więc zawsze byłeś dla
mnie ważny! I to nigdy się nie zmieni – sprostowała momentalnie
te słowa, zaciskając z całej siły drżące usta. Chwyciła w
dłonie jego koszulkę, jakby próbowała krótkimi szarpnięciami
zaprzeczyć temu wszystkiemu. Kolejna łza spłynęła po policzku.
- Ale nie tak ważny
jak on – stwierdził ciszej i przygarnął ją bliżej siebie, gdy
z zawstydzonym wzrokiem opuszczała głowę. - Proszę cię, nie
płacz.
Gdy ponownie dotknął
jej twarzy, spojrzała na niego załzawionymi oczami. Rozpłakała
się i nie była już w stanie tego kontrolować. Łzy samowolnie
toczyły się po policzkach, a ona nie potrafiła z nimi walczyć w
jakikolwiek sposób. Wiedziała, że właśnie w tamtej chwili
przekreślali ostatnie lata, które wspólnie spędzili i mieli
zacząć żyć nowym życiem.
Osobno.
- Więc zgaduję, że
tak wygląda koniec, czyż nie? - zapytał ze smutnym półuśmiechem
na ustach, przyglądając się dziewczynie. Natłok myśli sprawiał,
że nie stać ją było nawet na jedno krótkie sensowne zdanie, a
nadal drżące z rozpaczy wargi wcale nie ułatwiały tego zadania.
- Chris – jęknęła
rozpaczliwie, wtulając się gorliwie w jego ramiona. Z nieskrywanym
zaskoczeniem objął ją z równie bezkresną troskliwością.
- Obiecaj mi, że
będziesz szczęśliwa – szepnął z ustami przytkniętymi do jej
czoła, składając ostatni pocałunek. - Mimo iż była to tylko
złudna iluzja, fajnie było cię mieć chociaż przez chwilę.
- To nie była
iluzja! - zaoponowała raptownie, ale w jej głosie zdecydowanie
zabrakło przekonania, bo sama nie wierzyła w sens swoich słów.
Chris zaśmiał się,
przytulając ją do siebie.
- Od zawsze
należałaś tylko do niego, niezależnie od tego, jak bardzo
pragnąłem mieć cię wyłącznie dla siebie. Zawsze jego
wspomnienie unosiło się między nami.
- Nie ...
- Alex! – uciszył
ją momentalnie, przykładając palec do jej drżących ust. - Gdybyś
tylko mogła dostrzec ten uśmiech, ten błysk w oku, kiedy tylko o
nim myślisz. Cholernie mu tego zazdroszczę.
- Przepraszam –
szepnęła z drżeniem, ale nie była już w stanie spojrzeć na
niego. Zabrakło jej odwagi.
- Mam nadzieję, że
teraz wam się uda, bo zasługujesz na wszystko, co najlepsze.
Otulił ją mocniej,
kołysząc delikatnie w rytm uspokajającego się oddechu.
*
Nie spodziewał się
jej, dlatego kiedy tylko drzwi otworzyły się, a on niespiesznie
uniósł głowę znad zabazgranej kartki, nie krył zdziwienia
nieoczekiwaną obecnością blondynki. Stanęła w progu, wbijając w
niego puste spojrzenie. Gdy walizka, którą ze sobą przyniosła,
wysunęła się z jej dłoni i z ogromnym łoskotem upadła na
podłogę, nawet nie mrugnęła. Dłuższą chwilę praktycznie nie
ruszała się, wciąż uparcie patrząc na niego pełnymi łez
oczami. Mokre włosy kleiły się do twarzy, a zsiniałe usta drżały
niespokojnie z zimna. Nagle zerwała się i podbiegła w jego stronę,
a kiedy tylko zdołał podnieść się z krzesła, ona już
znajdowała się w jego objęciu. Z dziecięcą ufność przylgnęła
do niego, wtulając się w otwarte wyłącznie dla niej ramiona.
Wydała mu się taka krucha, mała i zagubiona, całkowicie zdana na
niego.
- Znowu wszystko
zepsułam – zaszlochała ze smutkiem, zacieśniając jeszcze
mocniej ręce wokół niego. Dygotała z wyziębienia i przemoczenia,
a jej skostniałe palce z całej siły ściskały pomięty już
materiał bawełnianej koszulki, zupełnie jakby bała się go
wypuścić. Doskonale wyczuwał szaleńcze bicie jej serca, kiedy
nadal z tym bezgranicznym zaufaniem wciskała się w jego ramiona.
Gdy kolejny spazmatyczny jęk wydobył się z jej ust, uniósł rękę
i z ogromną troskliwością pogładził mokre włosy.
- Alex, musisz się
uspokoić! - zarządził stanowczym głosem, ujmując w dłonie twarz
dziewczyny, po czym kciukami zaczął delikatnie sunąć po
zaróżowiałych policzkach. Wpatrywała się w niego nieprzytomnie,
a słone łzy wciąż wypływały z zapuchniętych oczu. Luke
ponownie przyciągnął ją mocno do siebie, zamykając szczelnie w
uścisku swoich ramion. Początkowo nawet jego dotyk nie pomagał, bo
nadal trzęsła się, ale z każdym kolejnym wyszeptywanym na ucho
słowem wydawała się odzyskiwać kontrolę. Jej oddech stał się
zdecydowanie bardziej miarowy. Gdy odetchnęła głębiej, zbliżyła
się do niego jeszcze bardziej, łapczywie pragnąc jego bliskości.
- Potrafię tylko
rozwalać życie innym – stwierdziła cicho, pociągając nosem.
Przesunął dłoń wzdłuż jej pleców, wyczuwając dokładnie jak
zadrżała, gdy palce dotknęły kawałka odsłoniętej skóry.
- Powinnaś
odpocząć, to na pewno był ciężki dzień.
- Ciężki dzień?!
- zapytała z wyraźną kpiną w głosie, odsuwając się od niego
raptownie. Nie był przygotowany na taką reakcję z jej strony.
Nagle stała się bardzo rozdrażniona. - Ot tak zniszczyłam
ostatnie lata mojego życia, przekreśliłam wszystko dla
przyszłości, której nawet nie mogę być pewna. Jednym zamachem
zniszczyłam wszystko to, co tak misternie tyle czasu próbowałam
zbudować – kontynuowała roztrzęsiona, żywiołowo gestykulując
rękami. Luke uważnie ją obserwował, śledząc każdy porywczy
ruch, słowo, uniesiony ton.
- Żałujesz?
Jedno krótkie
pytanie sprawiło, że momentalnie zamarła w bezruchu, a jej
zapuchnięte, pozbawione blasku oczy bardzo powoli przeniosły się
na niego. Zamrugała niepewnie z otartymi ustami, oddychając ciężko.
Jej zdezorientowana mina jednoznacznie wskazywała na to, iż to
stwierdzenie kompletnie ją zaskoczyło. Sekundy mijały, a oni stali
naprzeciw siebie, w niezwykle wymownej ciszy wymieniając
przestraszone spojrzenia. Dostrzegł jak ponownie jej usta zaczęły
drżeć, a pod powiekami pojawiły się kolejne łzy. Bez słowa, z
niewielkim poczuciem winy przygarnął ją do siebie, dość mocno
zakleszczając w pełnym zachłanności uścisku.
- Czuję się tak,
jakby każda moja decyzja była zła – wyznała po chwili,
pochlipując żałośnie w jego koszulkę. Westchnęła cicho z
nieznaczną ulgą, gdy dłonią przesunął wzdłuż jej pleców,
delikatnie masując napięte mięśnie. - Nie potrafiłam nic zrobić,
bo nie chciałam nikogo ranić, ale to raczej nieuniknione. Bo chyba
tylko to mi w życiu wychodzi, rozpieprzanie ludziom życia.
Nie potrafił znieść
tego, że znowu obarczała się winą, dlatego postanowił jej
przerwać.
- Kocham cię –
wykrztusił z siebie, nie będąc do końca przekonanym, dlaczego to
krótkie wyznanie padło z jego ust. Czuł jednak, że to była
właśnie ta odpowiednia chwila, na którą czekał tak długo. Alex
w momencie zamilkła, a jej rozbiegany wzrok gwałtownie zatrzymał
się na nim. Cisza przeplatana jedynie ich szaleńczymi oddechami
zdawała się przejmować nad nimi kontrolę.
- Co-o? - wyjąkała
nieprzytomnie, odruchowo wycofując się. Luke uśmiechnął się,
kiedy otworzyła jeszcze szerzej oczy. - Ja nie wiem, co powiedzieć.
- Wiesz, że tak
naprawdę nigdy oficjalnie nie rozstaliśmy się? – spytał z nutką
rozbawienia i chwycił jej dłoń, obejmując troskliwie długimi
palcami. Nieśmiało zbliżyła się do niego, gdy pociągnął ją
za rękę. - To nigdy nie minęło i chyba nigdy nie przeminie. Tak
bardzo próbowałem cię znienawidzić, wyrzuć z głowy, wmówić
sobie, że to było tylko na chwilę, ale nie potrafiłem. Szukałem
zapomnienia u innych, upijałem się do nieprzytomność, byle tylko
nie myśleć, ale za każdym pieprzonym razem, to właśnie ty byłaś
pierwszą rzeczą, która po przebudzeniu mnie nawiedzała. W każdej
doszukiwałem się cząstki ciebie, raz to były jasne włosy, innym
razem niebieskie oczy, albo zadarty nos. Ale przecież ciebie nikt
nie byłby w stanie nigdy zastąpić.
- Luke - westchnęła
pełnym emocji rozedrganym głosem, przygryzając z całej siły
wargi. - Tak bardzo za tobą tęskniłam, ale … - dodała, jednak
on prawie od razu jej przerwał.
- Powiedz mi czego
się boisz.
- Ja, ja … -
zaczęła się plątać, unikając jego świdrującego spojrzenia,
choć doskonale czuł jak jej malutkie dłonie zażarcie przesuwały
się po plecach, jakby wciąż łaknęła jego bliskości. W końcu
wzięła głębszy wdech i opuściła z bezradnością ramiona.
Szybko jednak pochwycił ją, zmuszając do tego, aby na nowo
popatrzyła na niego. Gdy zrobiła to z ogromną niechęcią, wysilił
się na cień uśmiechu.
- Wiem, że mam
problemy, z którymi czasami sobie nie radzę, że nie jestem
idealnym, że nie jestem w stanie zapewnić takiej stabilizacji i
pewnością, jaką oferował ci wcześniej Chris, ale obiecuję, że
zrobię dla ciebie wszystko, byś czuła się szczęśliwa.
- Luke – załkała
i unosząc dłoń, dotknęła palcami jego policzka. Jej dotyk
sprawił, że przymknął na moment oczy, rozkoszując się chwilą
błogiej przyjemności. - Tak bardzo za tobą tęskniłam!
Kąciki jego ust
powędrowały do góry, gdy zarzucała mu ręce na szyję, wtulając
się w niego z niezwykłą czułością. Stracił na moment
równowagę, nie przypuszczając, że z taką gwałtownością
wpadnie w jego ramiona. Złapał ją mocno, unosząc delikatnie nad
ziemią tak, że już nawet palce stóp nie stykały się z podłogą.
Zawsze fascynował go fakt, że była niższa od niego, co pozwalało
mu chować całe jej niewielkie ciało w swoim objęciu. Pochylił
się, mrucząc cicho do jej ucha, kiedy wsuwała palce w jego włosy.
- Kocham cię,
Alexandro – szepnął prawie bezgłośnie, zakładając jasny
kosmyk za ucho, a delikatne drżenie w jego głosie nadało tej
chwili jeszcze bardziej intymny charakter. Miał wrażenie, że ta
dłuższa forma jej imienia spowodowała krótki uśmiech na ustach,
które bardzo powoli przylgnęły do skóry jego szyi, składając na
niej niespieszne, czułe pocałunki. Zadrżała pod wpływem sunących
coraz niżej dłoni blondyna, które nieprzerwanie przyciągały ją
do niego. Przestrzeń między ich ciałami przestała praktycznie
istnieć, łącząc ich w idealną jedność, którą zdawali się
wzajemnie tworzyć. Krótki spektakl zmysłów stał się ich
udziałem, a cały otaczający świat jakby na moment stanął w
miejscu, podziwiając w zachwycie kiełkujące na nowo uczucie.
A oni oderwani od
rzeczywistości uczyli się poznawać poznane.
xoxo
Alice
Subskrybuj:
Posty (Atom)