Kiedy tylko uniosła
rękę, by zapukać do drzwi, ogarnęły ją ogromne wątpliwości.
Wiedziała, że to co wydarzyło się dwa dni wcześniej nigdy nie
powinno mieć miejsca, a mimo to wciąż nieustannie wracała do
niego. Nie była gotowa na to, by ponownie pojawił się w jej
idealnie poukładanym świecie, dlatego to wszystko wydawało się
być tak trudne i skomplikowane. I gdy wydawało się, że poradziła
sobie ze wspomnieniami, los postawił go na jej drodze, poddając
wątpliwości każdą podjętą przez nią decyzję. Jednocześnie
coś nadal pchało ją w jego stronę, nie pozwalając mu odejść po
raz drugi.
Weszła do środka
po tym, jak nie reagował na pukanie. Nie było go nigdzie, ale
firanka powiewała w otwartym oknie, przez które do mieszkania
wpadało mroźne, zimowe powietrze. Bez zastanowienia ruszała na
dach. Wspięła się po metalowych schodkach, kolejny raz zamierając
z przerażenia, kiedy dostrzegła spacerującego wzdłuż krawędzi
chłopaka. Wstrzymała na moment oddech, obserwując jak leniwie
stawiał kroki na betonowym murku. Pisnęła przeraźliwie, gdy w
pewnej chwili zachwiał się, tracąc równowagę. Raptownie podniósł
głowę i z wymalowanym na ustach uśmieszkiem spojrzał na nią.
- Wciąż uważasz,
że byłbym w stanie skoczyć? - zapytał z uniesioną zadziornie
brwią, wyczekując jej reakcji. Alex przewróciła oczami i nerwowo
skrzyżowała ręce, obdarzając go pełnym wściekłości
spojrzeniem. Milczała. - Znam lepsze sposoby.
- Ale to jest
niebezpieczne! - podniosła głos, machając nerwowo rękami. Z pełną
świadomością zignorowała jego ostatnią uwagę. Była na niego
wściekła, a on najwyraźniej dobrze się bawił. - Po co ta cała
szopka?
- Podejdź tu! -
zaproponował po chwili z niesamowitym entuzjazmem w głosie i
wysunął w jej stronę otwartą dłoń.
- Nie –
zaoponowała momentalnie, kręcąc głową i odruchowo zrobiła krok
w tył. Luke uśmiechnął się z pobłażaniem.
- No chodź –
nalegał, gestem ręki zapraszając ją bliżej.
- Nie!
- Alex – westchnął
ciężko i opuścił z bezradności wzrok. - Znowu tchórzysz?
- Znowu? - zapytała
oburzona i mocniej zmarszczyła czoło, a kąciki jego ust drgnęły,
bo najwyraźniej celowo próbował podrażnić jej ambicję.
- Po prostu tu
podejdź – poprosił zdecydowanie ciszej, gdy jego wysunięta ręka
wciąż oczekiwała dziewczyny.
- Chyba zwariowałeś,
jeśli sądzisz, że tam do ciebie podejdę – odparła obruszona,
unosząc z obrażoną miną głowę. Prychnęła nieznacznie,
postukując dość sugestywnie stopą.
- Tak, jestem
wariatem – przyznał bez ogródek, a radosny do tej pory ton jego
głosu momentalnie uległ zmianie. Zerknęła na niego niepewnie,
dostrzegając jak odwracał się do niej plecami, ponownie
spoglądając w kierunku rozpościerającej się u jego stóp
panoramy miasta. Przymknęła na moment oczy i biorąc głębszy
oddech, ruszyła powoli w jego stronę. Lęk wysokości był jedną z
jej największych obaw, ale gdzieś głęboko w podświadomości
czuła, że tym razem nie miała czego się bać. Z szaleńczo
bijącym sercem zatrzymała się tuż obok niego i unosząc lekko
drżącą z przerażenia rękę, sięgnęła po jego dłoń. Kurczowo
zacisnęła palce, a w tej samej chwili on na nią spojrzał.
Odwzajemniła krótkie, nieme spojrzenie i oddychając ciężko, z
jego niemałą pomocą wspięła się na murek.
- O Boże! - wyrwało
się z jej ust, gdy ujrzała przed sobą bezkres migoczących świateł
miasta. Instynktownie wycofała się, ale Luke od razu objął ją
ręką w pasie i nie pozwolił zeskoczyć. Miała wrażenie, że
zaczynało brakować jej tchu, bo z wielkim trudem przychodziło jej
łapanie kolejnych haustów powietrza, ale kiedy tylko poczuła jak
jego dłoń troskliwie przesuwała się po jej plecach, powoli
odzyskiwała kontrolę nad ciałem. Szeroko otwartymi oczami, pełnymi
strachu i przerażenia spojrzała w bok, natrafiając na uśmiechnięte
oblicze chłopaka. Przełknęła nerwowo ślinę, rozchylając
mocniej usta. Nieświadomie wbijała coraz głębiej paznokcie w jego
rękę, ale nie była w stanie go puścić. Nie potrafiła skupić
się na niczym innym poza faktem, aby rozpaczliwie mocno trzymać się
go. Kolejny potężny dreszcze wstrząsnął nią, kiedy chłopak
chwycił ją bardziej zdecydowanie i starając się nie wykonywać
zbyt gwałtownych ruchów, przesunął ją bliżej i pozwolił stanąć
przed sobą.
- Ufasz mi? -
zapytał niespodziewanie i tak cicho, że gdyby nie szeptał jej tego
prosto do ucha, to z pewnością nie wyłapałaby jego słów w
gwarnym szumie ulicy pod ich stopami. Potrząsnęła przecząco
głową, nie wydając z siebie nawet jednego dźwięku. Luke zaśmiał
się. Znów zachłysnęła się powietrzem, zaciskając z całej siły
powieki. Nie była w stanie ich otworzyć, mimo że czuła za sobą
ciągłą obecność blondyna. Uświadomiła sobie nagle, że nie
była już pewna, co tak naprawdę powodowało to natarczywe drżenie
jej ciała, strach czy bliskość Hemmingsa, który z każdą
upływającą sekundą zdawał się obejmować ją coraz silniej.
- Jak spadnę, to
będę straszyć cię po nocach – wysapała, z trudem panując nad
świszczącym oddechem. Sarkazmem próbowała zagłuszyć dudniący w
głowie strach. Jej drżące palce intensywnie zaciskały się na
jego przedramionach, gdy znowu delikatnie się poruszył,
przyprawiając ją o kolejne mocniejsze bicie serca.
- Otwórz oczy –
poprosił, opierając brodę na jej ramieniu.
- Skąd wiesz, że
są zamknięte?
- A nie są? -
odparł pytaniem na pytanie, cicho podśmiewając się pod nosem.
- Są –
odpowiedziała z pełną szczerością, a jej dłoń zsunęła się
niżej, łącząc się w szczelnym uścisku z jego ręką. Gdy tylko
poczuła, jak przemarznięte palce objęły ją troskliwie, z ogromną
dozą niepewności uchyliła jedną z powiek. Szybko ją jednak
zamknęła i mocniej wtuliła w Luke'a, przylegając plecami do jego
klatki piersiowej. Ten lęk był zdecydowanie większy, niż mogła
wcześniej przypuszczać i mimo jego wsparcia, nadal nie była w
stanie zapanować nad strachem.
- Nie bój się –
szepnął czule, a jego ciepły oddech owiał odkrytą część jej
szyi, sprawiając że znowu zadrżała. - Obiecuję, że cię nie
puszczę.
- Luke ...
- Nigdy cię nie
puszczę – zapewnił ponownie, a jego zmarznięty policzek otarł
się o rozpaloną z emocji twarz dziewczyny. Nie była pewna do czego
odnosiła się ta jego krótka obietnica, którą z niesamowitą
pewnością i przekonaniem właśnie złożył, ale w tamtej chwili
jej myśli skupione były wyłącznie na tym, aby mocno się go
trzymać. Nic innego się nie liczyło.
- Chyba oszalałam –
wymruczała, po czym z przeogromnym wahaniem odważyła się na
uniesienie powiek. Jej oczom ukazał się nocny krajobraz miasta,
który czarował swoim pięknem. Gdy poczuła na rozgrzanej twarzy
powiew mroźnego powietrza, który delikatnie wprawiał w ruch
końcówki jej włosów, odetchnęła głęboko. Napięte do granic
możliwości mięśnie powolutku zaczynały się rozluźniać. Na
niedługą chwilę zapomniała o wszystkim, co ostatnio działo się
w jej życiu i pozwoliła zmysłom na moment wytchnienia. Kiedy
rześki podmuch wiatru kolejny raz w nią uderzył, niosąc ze sobą
niesamowite ukojenie, zrozumiała chyba, dlaczego Luke uwielbiał tak
bardzo igrać z losem. U ich stóp spowity w ciemności był cały
świat i tylko od nich zależało, jaki miał być kolejny ruch.
- Tutaj niektóre
problemy stają się trochę bardziej błahe, nie sądzisz? Jeden
nieodpowiedni krok i może cię już nie być.
- Chyba tak –
przytaknęła i choć nadal jej strach był ogromny, to miała już
pewność, że nic złego nie mogło się przytrafić. Odwróciła
się za siebie, napotykając na jego roziskrzone, błękitne
spojrzenie, które od jakiegoś czasu uważnie ją lustrowało. Miał
zaczerwienione z zimna policzki i czubek nosa.
- A teraz mi ufasz?
- ponowił pytanie, a ona bez zastanowienia skinęła głową, wciąż
z zamiłowaniem wpatrując się w niego. Gdy w policzku dostrzegła
zarys niewielkiego wgłębienia, przymknęła na krótki moment oczy
i mocniej zacisnęła drżące usta. Obiema rękami objął ją w
pasie i zrobił niewielki krok do przodu, popychając ją w kierunku
krawędzi. Wbiła znów paznokcie w jego dłonie, ale tym razem już
nie zamierzała tak gorączkowo protestować. Odruchowo wstrzymała
oddech, gdy napór jego ciała stał się zdecydowanie mocniejszy i
pochylił ją nieco bardziej. Jej stopy w połowie nie dotykały już
stabilnego podłoża, wystając poza krawędź murowanego ogrodzenia,
a mimo to cały wcześniejszy strach jakby odszedł w niepamięć.
Liczyli się tylko oni.
*
- Naprawdę
chciałbyś zapomnieć o tym wszystkim? – zapytała po dłuższej
chwili ciszy, gdy oboje z opuszczonymi nogami, które delikatnie
bujały się w powietrzu, siedzieli oparci o siebie na skraju murku,
kilkadziesiąt metrów nad rozświetloną ulicą Nowego Jorku. Luke
spojrzał na nią i zmarszczył lekko brwi, chyba nie do końca mając
pojęcie, co miała na myśli. - Chciałbym obudzić się z
amnezją, zapomnieć te wszystkie głupie drobnostki –
niepewnie zanuciła mu fragment piosenki, którą na koncercie dla
mnie zaśpiewał. Westchnął cicho.
- Czasami – bąknął
niewyraźnie i odwracając się od niej, sięgnął do kieszeni
kurtki, wyjmując z niej paczkę papierosów. Chciał ją
poczęstować, ale od razu odmówiła. Podparła się na dłoniach i
spojrzała przed siebie. Jego odpowiedź spowodowała, że odczuła
lekkie ukłucie w sercu, ale nie mogła mu mieć tego za złe. Miał
przecież pełne prawo do tego, aby ruszyć dalej, bez ciągłego
spoglądania za siebie, tak samo jak ona to zrobiła, układając
swoje życie od nowa.
- Kiedyś ci się to
udało? - Alex znowu się odezwała, spoglądając jak nieporadnie
radził sobie z odpaleniem papierosa, gdy wiatr cały czas gasił
płomień zapalniczki. Przestał na chwilę i ironicznie parsknął
śmiechem, rzucając jej krótkie spojrzenie.
- A jak myślisz? -
mruknął z papierosem między ustami i kolejny raz wrócił do próby
odpalenia go. W końcu mu się udało. Siwy dymek rozproszył się w
powietrzu, gdy odchylił lekko głowę i zaciągnął się tą
zabójczą trucizną. - Pewnie gdybym potrafił cię znienawidzić,
to wszystko byłoby prostsze.
- Przepraszam.
- Za co? - spytał
przekornie, uśmiechając się z kpiną.
- Za wszystko –
wyjaśniła cicho, opuszczając ze wstydem głowę. - Chciałabym,
żebyś był szczęśliwy.
Luke nie
odpowiedział, ponownie delektując się kojącą dawką nikotyny.
Zadarł głowę, spoglądając obojętnie na ciemne niebo. Alex
przypatrywała się jego bladej twarzy, zdając sobie całkowicie
sprawę z tego, że była jedynym powodem jego załamania. Jej
odejście zmieniło całe jego życie w piekło i to wszystko
dlatego, że miała nadzieję, iż pozwalając mu odejść, robiła
coś dobrego.
- Alex, naprawdę
nie musisz się mną przejmować – zabrał w końcu głos. - I nie
patrz tak na mnie – dodał z rozbawieniem, wciąż trwając w tej
samej pozycji i nawet na nią nie zerkając. Potrząsnęła lekko
głową z niemałym zakłopotaniem. - Jeśli to cię uspokoi, to
bywały chwile, kiedy czułem się szczęśliwy. Nawet całkiem
niedawno.
- Och – wymsknęło
się z jej ust, bo doskonale zdawała sobie sprawę, o czym mówił.
- Nie powinniśmy nigdy do tego dopuścić – powiedziała jakby
łamiącym się z nadmiaru emocji głosem, a on w tej samej chwili na
nią spojrzał. Uważnie wodził pustym wzrokiem po jej twarzy, ale
kompletnie niczego nie była w stanie odczytać z tego spojrzenia.
- Zgadzam się –
przyznał jej rację, przytakując z uznaniem. Początkowo jego
reakcja kompletnie ją zaskoczyła, bo gdzieś podświadomie nawinie
i nieco samolubnie wierzyła, że zaprzeczy jej słowom. Starała się
ukryć to niewielkie rozczarowanie, gdy ich spojrzenia na nowo się
skrzyżowały. I choć walczyła, to z tak wielkim trudem
przychodziło jej kontrolowanie się w jego obecności.
- Będę już szła
– oznajmiła w końcu i przekładając zwinnie nogi przez murek,
zeskoczyła na ziemię. Poprawiła spód kurtki, który nieznacznie
się podwinął i spoglądając na niego przez ramię ostatni raz,
skierowała się w stronę zejścia z dachu. Nienawidziła siebie za
to, że przez własne niezdecydowanie raniła tak wiele osób. Z
opuszczoną głową i schowanymi do kieszeni dłońmi powoli stawiała
każdy krok, gdy w pewnej chwili poczuła szarpnięcie w łokciu i
nim się zorientowała, stała już twarzą w twarz z blondynem. Był
tak blisko, że z niezwykłą intensywnością czuła zapach
papierosów i jego ciepły oddech na policzku.
- Zgadzam się z
tym, że nigdy nie powinniśmy dopuścić do tego, nigdy nie
powinienem pozwolić ci odejść – stwierdził stanowczo, obejmując
dłońmi jej policzki. Pochylił się jeszcze mocniej, aż ich czoła
delikatnie się zetknęły. Opuszkami palców gładził zaróżowiałą
skórę, powodując przyjemny dreszcz, który przebiegł wzdłuż jej
pleców. Gdy przyciągnął ją zdecydowanie bliżej siebie,
sprawiając że na nowo zaczęła odczuwać ciepło jego ciała,
przymknęła oczy i nie do końca świadomie zaczęła rozkoszować
się tą krótką chwilą ukojenia. - I nigdy nie chciałbym o tobie
zapomnieć, bo byłaś wszystkim. Bo jesteś wszystkim.
- Luke – wysapała
niespokojnie, gdy zbliżył się jeszcze bardziej. Tak ciężko było
jej oddychać, a bijące w zastraszającym tempie serce jeszcze
bardziej uniemożliwiało złapanie tchu. Gdy musnął górną wargę,
poczuła jak kolana się pod nią ugięły. Jeden, praktycznie
niewyczuwalny dotyk ust sprawił, że wszystko wokoło zawirowało,
kolejny już raz przewracając całe jej życie do góry nogami.
- Zrobiłbym
wszystko, żeby tylko cofnąć czas – przyznał z pełną powagą,
wpatrując się w jej błyszczące oczy, które również uważnie mu
się przyglądały.
- Ale to niemożliwe.
- Wiem –
odpowiedział równie cicho, zgarniając z policzka kosmyk jasnych
włosów. - A co jeśli to jest właśnie nasz czas, to jest ten inny
świat, inni my?
Alex zamarła. Nie
mogła uwierzyć, że z tak niesamowitą dokładność pamiętał
każde jej słowo. Z nieskrywanym podziwem obserwowała go w
milczeniu, bo nie była w stanie odpowiedzieć na to pytanie. I
dopiero kiedy poczuła na policzku pierwszy śnieżny płatek,
wróciła do rzeczywistości i z zadartą głową spojrzała w niebo.
Luke chwycił pospiesznie jej podbródek i mimowolnie musiała na
niego spojrzeć. Jego chłodne usta z niezwykłą zachłannością
przylgnęły do niej, ofiarowując jej pocałunek, który miała
zapamiętać do końca swojego życia. Pełne pasji i namiętności
zbliżenie stało się najlepszym wyrazem wszystkich uczuć, które
nie tylko w nim drzemały. Bo mimo iż na początku nie była w
stanie wykonać nawet prostego ruchu, to chwilę później całą
sobą odpowiedziała na ten pocałunek, nieświadomie nasycając go
przeogromną nadzieją. Bezwiednie lgnęła wciąż do niego,
zatracając się bez reszty w tej wypełnionej czułością,
zmysłowej bliskości.
I niemożliwe
przestało istnieć, bo na niedługą chwilę cofnęli czas.
Dopiero przy
końcówce zaczęłam odzyskiwać wiarę w ten rozdział, ale i tak
pełni on jedynie przejściową funkcję.
Tak czy inaczej,
enjoy.
xoxo