- Z Hemmingsem chyba
znowu gorzej – stwierdził dość ponuro Ashton, a zaraz po tym w
pomieszczeniu rozległ się charakterystyczny dźwięk otwieranej
puszki. Luke słysząc swoje nazwisko przystanął momentalnie przed
drzwiami jednego z ich hotelowych pokoi, z uwagą przysłuchując się
rozmowie przyjaciół. Nie musiał się nawet zbytnio wysilać, bo
dyskutowali stosunkowo głośno.
- Czy ja wiem … -
Michael od razu poddał wątpliwości tezę Irwina, przeżuwając coś
jak zwykle. Blondyn był prawie pewny, że właśnie w tej samej
chwili jego obecny współlokator wzruszył obojętnie ramionami,
skupiając całą swoją uwagę na spożywanym jedzeniu.
- Coś jest nie tak
– upierał się przy swoim najstarszy z nich. Szelest otwieranej
paczki chipsów zagłuszył jednak część kolejnej odpowiedzi
Clifforda, co Lucas przyjął tylko nieznacznym zmarszczeniem brwi.
- … dlatego może
trzeba go zabrać na jakąś porządną imprezę – dokończył z
ustami pełnymi jedzenia, siorbiąc pitym przez rurkę napojem. Luke
ostentacyjnie wzniósł oczy, nie mogąc zrozumieć, dlaczego wciąż
zadawał się z tymi idiotami.
- Może znowu
przygrucha sobie jakąś panienkę i odreaguje na niej wszelkie
frustracje – powiedział z cichym parsknięciem Ashton, a głośne
chrupanie ponownie rozległo się za drzwiami. Z cichym świstem
wypuścił powietrze i już miał odejść, zostawiając ich samych z
tą stojącą na wysokim poziomie konwersacją, ale wtedy do rozmowy
włączył się Calum.
- Ja chyba wiem, o
co chodzi – wtrącił nagle, a przez niedomknięte drzwi Luke
dojrzał, jak brunet podniósł się z fotela i chwycił kawałek
pizzy, która leżała na stoliku przed nim.
- O co? - zapytał
jakby od niechcenia Mike, kiedy Hood ponownie zajmował swoje wygodne
miejsce na miękkim fotelu, a Luke zmrużył mocniej powieki.
- Bardziej stosowne
pytanie to: o kogo?
- W takim razie o
kogo – dołączył Ashton z wyraźnym zaciekawieniem w głosie.
Calum na krótką chwilę zamilkł, spoglądając z tajemniczym
uśmieszkiem na obu przyjaciół.
- No gadaj! Jakaś
nowa przyjaciółka? - dopytywał Clifford, a jego sugestywne
chrząknięcie, wymieszane z perlistym śmiechem szatyna świadczyło
wyłącznie o niedojrzałości obojga. Blondyn opuścił ramiona z
bezradności, kręcąc bez przekonania głową.
- Alex – oznajmił
spokojnie brunet, a Luke prawie momentalnie wyprostował się,
wstrzymując odruchowo powietrze. Z szeroko otwartymi oczami zaczął
oddychać nierówno, nieświadomie zaciskając palce w pięści.
Nagle doszło go uporczywe kasłanie Ashtona, zupełnie jakby czymś
się zakrztusił. Nie miał najmniejszej ochoty dalej słuchać ich
mądrości na swój temat, jednocześnie mając dość tego, że tak
bezczelnie potrafili obgadywać go za plecami, dlatego biorąc
głębszy wdech, bezceremonialnie wszedł do pokoju z szerokim
uśmiechem na ustach. Zupełnie tak, jak gdyby nic się nie stało.
Cała trójka momentalnie spojrzała w jego stronę, milknąc w
jednej chwili. Wymienili ukradkowe spojrzenia, co nie uszło uwadze
blondyna, ale postanowił to zignorować.
- Co jest? - zapytał
z beztroskim wzruszeniem ramionami i rzucił się na kanapę, tuż
obok Michaela. Kiedy żaden nie raczył odpowiedzieć, nadal
wpatrując się w niego z zaskoczeniem, wyprostował się i sięgnął
po puszkę coli. - Co się stało? - kontynuował, nadal udając, że
nie miał bladego pojęcia, dlaczego tak nagle zaczęli się milczeć.
- Nic –
odpowiedział nerwowo Ashton, odwracając szybko wzrok, bo wyraźnie
nagła obecność blondyna sprawiła, że zaczął zachowywać się
co najmniej dziwnie. - Zostawiliśmy ci trochę pizzy, znaj naszą
litość – dodał, po czym wstał i bez słowa chwycił puszkę z
napojem, opuszczając pokój. Luke podążył za nim zdezorientowanym
wzrokiem, chwilę później spoglądając uważnie to na Caluma, to
na Michaela. Obaj raczyli go tylko obojętnym wzruszeniem ramion,
wbijając nieco przerażone spojrzenia w ekrany swoich telefonów. I
już nikt więcej się nie odezwał.
*
Jakiś czas temu,
zupełnym przypadkiem odkryła niewielki muzyczny sklepik, ukryty w
jednej z mało uczęszczanych alejek, całkiem niedaleko jej
mieszkania. Tak bardzo przypominał jej ten, do którego zaglądała
w każdej wolnej chwili, mieszkając jeszcze w Sydney. Różnica
polegała jednak na tym, że nie było przemiłego starszego pana
Johna, ale wiecznie naburmuszona pani Gwen, która zawsze miała
pretensje do całego świata. Alex starała się kompletnie nie
zwracać uwagi na staruszkę, skupiając się wyłącznie na
przekopywaniu kolejnych regałów ze starymi winylami. Kupowanie
dawno zapomnianych przez wszystkich płyt było jej małym
uzależnieniem, ale nawet nie próbowała z nim walczyć, bo zbyt
wielką radość sprawiały jej momenty, kiedy w stertach krążków
udawało się odnaleźć jakiś wyjątkowy okaz. Dodatkowo to zajęcie
było tak absorbujące i czasochłonne, że kompletnie zapominała o
tym, że kolejne dni miała znowu spędzać sama w pustym mieszkaniu.
Minęły zaledwie dwie doby od wyjazdu Chrisa, a ona już miała
problem z wynajdywaniem kolejnych pomysłów na zabicie wolnego
czasu.
- I kto to teraz
będzie sprzątał?
Panującą tam błogą
ciszę przerwał podniesiony, nieco skrzeczący głos staruszki,
który rozległ się po wnętrzu sklepu, powodując że Alex z
wrażenia wypuściła trzymaną płytę, a ta z łoskotem upadła na
drewnianą podłogę. Nie spodziewała się tego, dlatego tak
gwałtownie zareagowała na ten nieoczekiwany hałas, wytrącający
ją z głębokiego zamyślenia. Dziewczyna mocniej zacisnęła usta,
spoglądając w dół i przymknęła lekko oczy, licząc na to, że
nikt nie dostrzegł jej chwilowej nieporadności. Pomyliła się
jednak.
- Kolejna! -
jęknęła złowrogo podenerwowana kobieta, wskazując na blondynkę
i uniosła wysoko ręce, składając je jak do modlitwy. Alex znowu
drgnęła z przerażenia i posłała jej tylko krótkie
przepraszające spojrzenie, uśmiechając się niepewnie, kiedy
staruszka kręciła bezradnie głową. Nie lubiła wchodzić w
jakiekolwiek sprzeczki z dość specyficzną właścicielką sklepu,
bo najzwyczajniej w świecie bała się jej i tego pełnego zawiści
spojrzenia, którym obdarzała praktycznie każdego. Po chwili
zerknęła przez niewielką przerwę między regałami na chłopaka,
zaciekle walczącego z porozrzucanymi na ziemi winylami, które
tworzyły dość sporą, równiutką konstrukcję zanim bezpardonowo
w nią nie wszedł, burząc wcześniejszą pracę właścicielki.
Kobieta nadal nerwowo spoglądała w jego stronę, kiedy na nowo
układał płyty, uderzając niespokojnie długopisem o drewniany
blat, a charakterystyczne postukiwanie roznosiło się po starym
wnętrzu.
- Biedny –
mruknęła do siebie blondynka, ale chyba trochę zbyt głośno.
- Jakiś problem? -
zagrzmiała z oddali staruszka, powodując że dziewczyna ponownie
zadrżała z przerażenia, kręcąc przecząco głową. Szybko
pożałowała tego, że się odezwała, ale było jej go trochę żal,
gdyż znalezienie się na czarnej liście staruszki prawdopodobnie
nie było niczym przyjemnym. Alex nie była jednak w stanie nawet
dostrzec jego twarzy, bo nie dość, że odwrócony był do niej
plecami, to jeszcze na głowie nasunięty miał kaptur ciemnej bluzy.
Przez moment przyglądała się, jak nieporadnie radził sobie z tym
bałaganem, a kiedy jego niewysoka wieżyczka ponownie z niemałym
łoskotem runęła, zachichotała cicho i sięgając po wcześniej
wybraną płytę, odwróciła się na pięcie, kierując w stronę
starego, skrzypiącego biurka, przy którym zasiadała pani Gwen.
Zapłaciła i siląc się na kolejny uśmiech, gdy tylko kobieta
spojrzała na nią gniewnie zza zsuniętych do połowy nosa okularów,
wyszła ze sklepiku.
*
Miał ochotę na
chwilę samotności, dlatego wykorzystując wieczór wolny od
koncertu, postanowił wybrać się na niedługi, wieczorny spacer po
Nowym Jorku. Starał się unikać ruchliwych ulic, aby nie natknąć
się przez przypadek na tłumy fanek, które były ostatnią rzeczą,
jakiej pragnął w tamtym momencie. Był tak pochłonięty własnymi
rozmyślaniami, że nawet nie zauważył jak nieoczekiwanie znalazł
się przed schowanym w jakiejś zaciemnionej uliczce antykwariatem
muzycznym, który po brzegi wypełniony był wszelkiego rodzaju
artykułami związanymi z każdym rodzajem muzyki. Bez zastanowienia
wszedł do środka, uważnie rozglądając się na boki, kiedy stara,
drewniana podłoga zaskrzypiała pod naporem jego ciała. Spotkało
się to z krzywym spojrzeniem starszej kobiety, która siedziała
przy biurku, rozwiązując krzyżówki. Przekornie posłał w jej
stronę ciepły uśmiech i ruszył wgłąb sklepiku, z podziwem
przyglądając się uginającym się półkom. Nagle usłyszał
stłumiony dźwięk nadchodzącego smsa i wyjął telefon z kieszeni
spodni. Był tak zaaferowany odczytywaniem wiadomości, którą
właśnie otrzymał, że zupełnie nie zauważył stojącej pod
jednym z regałów sterty płyt. Kompletnie niezamierzenie z pełnym
impetem wszedł w nie, robiąc przy tym wyjątkowo hałaśliwy
bałagan.
- Kurwa – warknął
do siebie i odruchowo przymknął powieki, gdy cała ta wieża
rozpadała się. Z delikatnym zawstydzeniem przygryzł wargę i z
uniesionymi w obronnym geście rękami spojrzał niepewnie w stronę
siedzącej nieopodal kobiety.
- I kto to teraz
będzie sprzątał? - krzyknęła donośnie, a on aż drgnął,
wykrzywiając usta. Bez słowa zabrał się za porządkowanie
zniszczeń, których dokonał, ale prawie w tej samej chwili okropnie
zgrzytliwy krzyk staruszki ponownie odbił się od ścian, po tym jak
gdzieś za plecami doszedł go kolejny łoskot upadającego na
podłogę przedmiotu. Skupił się na układaniu winyli, totalnie
ignorując zamieszanie po drugiej stronie sklepu. Po chwili zdał
sobie sprawę, że nie było to tak łatwe zadanie, jakby się mogło
wcześniej wydawać. Westchnął bezradnie, kiedy ponownie przez
przypadek zahaczył rękawem bluzy o niewielki stos i cała jego
misterna praca poszła na marne. Usłyszał za sobą cichy,
dziewczęcy chichot, gdy kolejny raz wszystko zepsuł, ale nim zdążył
się odwrócić, zerkając w stronę, z której dochodził śmiech,
dostrzegł jedynie plecy niewysokiej blondynki, stojącej przy
prowizorycznej kasie. Zapłaciła za swój zakup i stanowczym krokiem
udała się w kierunku wyjścia. On tylko wypuścił ze świstem
powietrze, wracając do sprzątania.
*
Kiedy tylko opuściła
pomieszczenie, zatrzaskując za sobą sfatygowane, skrzypiące ze
starości drzwi, zeskoczyła po kilku betonowych schodkach,
wybiegając na brukowany chodnik. Nagle poczuła na nosie kilka
kropel i odruchowo zadarła głowę, spoglądając na zachmurzone,
wieczorne niebo. Szybko jednak tego pożałowała, bo początkowe
kilka kropel w mgnieniu oka przemieniło się w ulewę, której
prawdopodobnie nikt się nie spodziewał. Pisnęła w popłochu,
naciągając na głowę kaptur kurtki, ale na niewiele się to
przydało, bo materiał momentalnie przesiąkł wodą. Rozpadało się
tak mocno, że kilka sekund później na brukowanych kostkach zaczęły
tworzyć się ogromne kałuże, a ulice zamieniły się w wodne
potoki. Woda rozpryskiwała się w każdym możliwym kierunku. Zaułek
był wyjątkowo ciemny, rozświetlany wyłącznie wątłym blaskiem
lamp ze sklepowych witryn. Alex opuściła głowę i instynktownie
sięgnęła ręką do torebki, próbując w jej bezkresnych
czeluściach poszukać parasolki. Nie widziała zbyt wiele w tych
ciemnościach, dlatego to zadanie sprawiło jej tyle trudności. Po
kilku chwilach poszukiwań wreszcie natrafiła dłonią na coś, ale
dosłownie w tym samym momencie ktoś podbiegł do niej od tyłu i
bez żadnych skrupułów wyrwał jej torbę. Szarpnięcie było na
tyle silne i niespodziewane, że momentalnie poczuła przeszywający
ból w barku, tracąc kompletnie równowagę. Zachwiała się i z
pełnym impetem opadła na chodnik, w ostatniej chwili podpierając
się na rękach i ratując tym samym przed boleśniejszym upadkiem.
Podrażniona skóra dłoni i kolan momentalnie zaczęła piec, a
dziewczyna skrzywiła się tylko z bólu, czując jak materiał
spodni nasiąkał zimną, deszczową wodą. Nie miała nawet jak
krzyknąć, bo wszystko działo się tak szybko, że na moment
straciła kontrolę nad rzeczywistością.
- HEJ!
Głęboki, męski
głos rozległ się nad jej głową, przedzierając przez odgłosy
ciężkich kropel, które z charakterystycznym stukotem uderzały o
chodnikowe płyty i asfalt jezdni. Mimo nieco zamazanego deszczem
obrazu, dostrzegła jak wysoki, zakapturzony mężczyzna ruszył
biegiem za jej napastnikiem, cały czas wykrzykując jakieś
niezrozumiałe dla niej słowa. W pewnej chwili zarysy obu postaci
zniknęły jej z oczu, a ona zacisnęła z całej siły powieki,
bezwładnie uginając ręce w łokciach i chowając twarz w mokrych,
przemarzniętych dłoniach. Chłód powoli zaczynał jej doskwierać,
a lepiące się do zziębniętego ciała mokre ubrania tylko
potęgowały to nieprzyjemne uczucie. Jęknęła cicho, wykrzywiając
usta w bólu, gdy spróbowała podnieść się z tonącego w wodzie
chodnika.
- Aua! - syknęła
żałośnie, starając się nie myśleć o uciążliwym bólu.
Drażniący chlupot wody, który roznosił się po okolicy, zaczynał
coraz bardziej ją irytować. Przekręciła głowę w bok, policzek
opierając na zewnętrznej stronie dłoni i wbiła beznamiętny wzrok
w rozpryskujące się coraz intensywniej w kałużach krople deszczu.
- Wszystko w
porządku? Nic ci się nie stało? - zapytał niespodziewanie z
wyraźną troską w głosie nieznajomy, który właśnie przykucnął
tuż przed nią. Poczuła nagle jego dłoń na ramieniu. - Dasz radę
wstać? - objął ją drugą ręką i najdelikatniej jak było to
tylko możliwe pomógł podnieść się z ziemi.
- Nic mi nie jest –
mruknęła niewyraźnie, ale nie była pewna czy jej osłabiony głos
przebił się przez szum wody. Powoli podniosła głowę i pustym
wzrokiem spojrzała na znajdującego się naprzeciw mężczyznę.
Początkowo nie widziała zupełnie nic, jedynie ciemne, niewiele
mówiące kształty. Dopiero kiedy lekko się poruszył, a jego
zroszona wodą twarz została oświetlona nikłym blaskiem lamp,
zamarła. Spod przemoczonego kaptura wystawały kosmyki jego jasnych
włosów, przylepione do wilgotnego czoła. Jasne oczy błysnęły w
świetle, a lekko zaczerwieniony z zimna nos drgnął nieznacznie.
Cały czas zaciekle mrużył powieki, kiedy spore krople deszczu
opadały na jego twarz. Nieświadomie jej drżące już teraz nie
tylko z chłodu usta rozchyliły się, bo z każdą upływającą
sekundą miała wrażenie, że zaczyna brakować jej tchu. Oddech
stał się wyjątkowo ciężki i nierówny, a serce biło tak mocno,
że mimo głośnego pluskania wody, doskonale wyczuwała każde jego
szaleńcze uderzenie. Cisnące się do oczu łzy momentalnie zostały
wymieszane z skapującymi z włosów kroplami wody, a policzki
pokryły się delikatnym odcieniem różu. Całe jej ciało trzęsło
się tak mocno, że w pewnej chwili przestała już nawet walczyć z
tym odruchem. Instynktownie jedna z jej dłoni uniosła się, z
niesamowitą delikatnością i ostrożnością dotykając jego
mokrego policzka.
- To ty – wyspała
z trudem, a jej rozbiegany wzrok ani na moment nie oderwał się od
jego twarzy. Bała się nawet zamrugać, aby przypadkiem to wszystko
nie okazało się tylko pięknym snem, albo wytworem jej dość mocno
nadszarpniętej wyobraźni. Kiedy tylko opuszki drżących palców
zetknęły się z ciepłą skórą, aż zachłysnęła się
powietrzem, niespokojnie robiąc kolejny wdech.
W tej jednej chwili
wszystko tak nagle przestało mieć dla niej jakiekolwiek znaczenie.
I znowu, nawet jeśli miało to trwać zaledwie ułamek sekundy,
krótki moment, mrugnięcie oka, zaczął liczyć się tylko on.
*
To był bezwarunkowy
odruch. Kiedy tylko dostrzegł, jak tej dziewczynie została wyrwana
torebka, bez zastanowienia rzucił się w pogoń za złodziejem.
Każdy jego ruch, słowo, gest były wykonywane totalnie
instynktownie, jakby każdą czynność robił podświadomie,
niezależnie od własnej woli. Ulewa przybierała na sile, ale czuł,
że musiał jej pomóc, mimo że nie miał pojęcia, kim była. Zaraz
po tym, jak udało mu się odzyskać jej własność, zawrócił w
ten ciemny zaułek, zastając dziewczynę skuloną w kałuży wody.
Ukucnął i niepewnie chwycił ją, pomagając podnieść się z
ziemi. Jej wątłe ciało ledwo utrzymywało się w pionie, a
opuszczona głowa kołysała się bezwładnie na boki. W końcu
jednak zebrała w sobie na tyle siły, aby na niego spojrzeć. I
wtedy cały jego świat niebezpiecznie zawirował. Z niedowierzaniem
przyglądał się pokrytej spływającymi z włosów kroplami deszczu
twarzy, nie potrafiąc wydusić z siebie nawet jednego słowa.
- To ty –
wyszeptała tak dobrze znanym mu głosem, który każdej nocy
nawiedzał go we śnie. Jej jasne, pełne blasku oczy uważnie mu się
przypatrywały, kiedy swoją dłonią dotykała jego policzka.
Zadrżał, odurzony jej troskliwym dotykiem. I nadal nie potrafił
uwierzyć, że ponownie trzymał ją w swoich ramionach, że była
tak blisko, że znowu uśmiechała się do niego.
- Alex – wymruczał
z nutką niepewności, nie będąc przekonanym, czy czasami nie była
wyłącznie efektem jego marzeń. Jednak kiedy jej niewielka, drżąca
dłoń przylgnęła bardziej stanowczo do jego policzka, był już
prawie przekonany, że nie mogło mu się to jedynie śnić. W jej
oczach również to dostrzegł. Kiedy początkowe zagubienie i to
przeogromne wahanie wraz z tym jednym czułym dotykiem przeistoczyły
się w nieugiętą pewność i przekonanie, że to co właśnie się
w tym ciemnym zaułku działo było prawdziwe. Nie panował nad
własnym ciałem, dlatego unoszące się delikatnie kąciki ust były
kompletnie pozbawione jakiejkolwiek kontroli. Podświadomie
przybliżył się do niej jeszcze bardziej, tak że ich czoła
praktycznie się zetknęły. Rozemocjonowanym wzrokiem wodził po
mokrej, lekko zaczerwienionej twarzy, gdy jej ciepły oddech owiał
subtelnie jego wargi. Ponownie zadrżał, spoglądając prosto w
błyszczące, przestraszone oczy dziewczyny. - Obiecałem, że kiedyś
cię znajdę.
****
#PółRokuWTNGD
Brak mi słów.
Dłonie tak mi drżą, że ledwo udało mi się napisać tę
końcówkę.
Jesteście
najcudowniejszą rzeczą, jaka mnie w życiu spotkała i nigdy nie
będę w stanie wam się za to odwdzięczyć.
Uwielbiam was
wszystkich razem i każdego z osobna!
Dziękuję za te
sześć miesięcy i mam nadzieję, że jeszcze parę fajnych chwil
przed nami!
Dziękuję,
dziękuję, dziękuję!